SZKOLNY PROJEKT MISYJNY – LIBERIA 2014

2014-07-04 09:45:39
Z WROCŁAWIA DO AFRYKI

Zgodnie z planem o godzinie 21.45 gromadzimy się przed szkołą przy Młodych Techników. Jest zmrok. Kończy się dzień. Dla naszej ósemki zaczynają się upragnione, wyczekiwane, zapewne jedne z najważniejszych dni życia. Oprócz bagaży osobistych mamy ze sobą 4 wielkie, dodatkowe walizki. W nich piłki, środki opatrunkowe oraz rzeczy plastyczne. To wszystko jest efektem prowadzonej wcześniej, zwłaszcza za pośrednictwem Radia Rodzina, zbiórki. Cieszymy się, że tak wielu ludzi odpowiedziało i że będziemy mogli przekazać ich dobro potrzebującym. Pakowanie trwa kilkanaście minut. Jak się okazuje nasz szkolny bus, w którym spędzimy pierwszą część podróży do Monachium, jest bardzo pojemny. Dodatkową pomaga nam w tym specjalnie zamontowany na dachu bagażnik. Jedynie pudełko mające blisko 1 m długości znajdzie miejsce na kolanach. Jego zawartość jest wyjątkowa. To ofiarowana przez jedno z ważniejszych, wrocławskich biur podróży figura Matki Bożej Fatimskiej. W trakcie pakowania dzielimy się wrażeniami wyemitowanego 3 godziny wcześniej w TVP Fakty Wrocław materiału poświęconego naszej misji. Mimo wcześniejszych obaw stwierdzamy, że nie wypadliśmy tak źle, a news doskonale przekazał sens i znaczenie misji wielu mieszkańcom Dolnego Śląska. Zaraz po spakowaniu udajemy się do kaplicy. Nie możemy zacząć inaczej jak od Eucharystii. Przewodniczy jej ks. dyrektor Jerzy Babiak, będący jednocześnie koordynatorem projektu. W modlitwie Bogu zawierzamy wszystko. Zachęca do tego koncelebrans przedstawiając intencje o bezpieczną i jak najowocniejszą pracę, a także o szczęśliwą podróż. Wielkim pokojem napełniają nas słowa ewangelii. Słyszymy w nich, że tak jak apostołowie, możemy liczyć na Jezusa. To On wtedy gdy Go tylko o to poprosimy, „uciszy” wszelkie nasze „burze” - trudności i niepokoje. Po Mszy, tradycyjnie robimy jeszcze pamiątkowe zdjęcie. Do fotografii ustawiają się również nasi rodzice i rodzeństwo. Mamy uśmiechnięte, pełne wdzięku twarze. Po krótkich pożegnaniach wsiadamy sprawnie do busa i wyruszamy. Przed nami blisko 9 tys km. Celem pierwszego etapu jest Monachium. Machanie na pożegnanie, ostatnie słowa i jedziemy. Jeszcze raz modlimy się o szczęśliwą podróż. Jest godzina 23.00. Od samego początku, począwszy od ulicy Legnickiej wjeżdżamy na dwupasmowa drogę. Niesamowite jest to, że za chwilę zaprowadzi nas ona na autostradową obwodnicę, potem na autostradę A4, a potem na A9. Dzięki temu na miejscu jesteśmy o 5.30. Najpierw zatrzymujemy się o p. Ani. Naszej dawnej, szkolnej sekretarki. Z racji zamieszkanie blisko monachijskiego lotniska miejsce to jest doskonałym do pozostawienia busa i wyruszenia w świat. Wraz z mężem witają nas po staropolsku. Wyrazem tego jest obfite i bardzo smaczne śniadanie. Ksiądz Jerzy co chwilę powtarza: „Jedzcie bo takiego śniadania długo nie zobaczycie”. Po przeszło godzinnej przerwie udajemy się na lotnisko. Lot z lotniska Franz Josef Strauß mamy zaplanowany na godz. 9.15. Szybka, bezproblemowa odprawa zajmuje nam kilkanaście minut. Lot rozpoczyna się punktualnie. Lufthansa zawozi nas do Londynu na Hitrow w blisko 2 godziny. Na przesiadkę mamy około 1 godziny. W związku ze zmianą przewoźnika, a będą nim teraz British Airways musimy pobrać bilety. Pani w okienku z życzliwością wypytuje nas o wyprawę. Z wielką radością przyjmuje informację, że lecimy tam jako wolontariusze. Lot ma rozpocząć się o godz. 12.30. Niestety z komunikatu pilotów dowiadujemy się, że samolot ma usterki techniczne, na których usunięcie potrzeba około godziny. Startujemy o 13.00 Lot trwa 7,5 godziny. Zgodnie z planem mamy międzylądowanie w Freetown. Tutaj wysiada większość podróżnych. Sam lot przebiega spokojnie. W jego trakcie dostajemy dwa posiłki. Jeden ciepły. Obfity i smaczny. Na ciepło ryż, kurczak, warzywa plus deser, bułka, masło i dowolna ilość przeróżnych napojów. Podroż upływa nam na spaniu, czytaniu czy też przeglądaniu filmów, bądź na słuchaniu muzyki. W Monrovia lądujemy punktualnie o godz. 20.30. Otwarcie drzwi samolotu od razu daje nam odczuć smak Afryki. Ciężkie, duszne i wilgotne powietrze wstrzymuje nasze oddechy. Budynek i wnętrze lotniska w niczym nie przypominają tych o standardach europejskich. W sali przyjmowania podróżnych, przypominającą większą klasę tłoczą się przybyli. W momencie kontroli paszportu musimy także pokazać wypełnioną wcześniej, już w samolocie kartę pobytu. Sama kontrola odbywa się szybko i bezproblemowo. Jeszcze przed wejściem do sali bagaży jeden z siedzących pracowników lotniska prosi nas o pokazania Żółtej Książeczki co odnotowuje kreską wstawioną na jednej z wielu kartek. Bagaże, choć na małej taśmie, to tak jak wszędzie przesuwają się jeden za drugim. Niestety nie odnajdujemy jednej z walizek naszej koleżki. Dłuższe oczekiwanie nie przynosi żadnego efektu. Jedyną otuchą w tym momencie staję się obsługa lotniska, która dokładnie sprawdza wszystkie nasze walizki i spisuje informacje dotyczące zaginionej. W tym samym czasie podchodzi do nas fr. Raphael, nasz opiekun i dopowiada obsłudze konieczne informacje. Wychodząc z budynku lotniska zaskakuje nas bardzo obficie padający, ciepły deszcz oraz totalna ciemność. Bagaże pakujemy do dwóch aut i ruszamy w kierunku dzielnicy Monrovia, Matadi. Z lękiem mijamy kolejne nieoświetlone auta. Podobno jest to standard tutejszych dróg. Po godzinie jesteśmy u celu. Salezjańskie Centrum Młodzieżowe a w nim dyrektor domu witają nas z cała serdecznością. Po rozlokowaniu się w pokojach i po zamocowaniu koniecznych moskitier udajemy się na kolację. Bardzo nas cieszą pudełka z napisem Pizza Italiana. Do tego konsumujemy patetos, rodzaj miejscowych ziemniaków, wraz z sosem. Do picia mamy coca-colę, fantę, wodę i inne zmrożone trunki. W czasie posiłku dogadujemy z fr. Raphalem plan jutrzejszego dnia i ustalamy, że będziemy spać, „aż się wyśpimy”. Jest godzina 23.45. Pierwszy dzień naszego pobytu w Monrovia kończymy modlitwą. Dziękujemy Bogu za szczęśliwą drogę i za salezjan, którzy z tak wielką otwartością nas przyjęli. Idziemy spać. Jeszcze tylko kąpiel. Duszne, wilgotne, powietrze nie pozawala nam zapomnieć, gdzie jesteśmy. ks. Jerzy Babiak


Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com