SZKOLNY PROJEKT SYBERIA 2010 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2010-07-20 19:35:41
Pako i wielka ucieczka

Niektórzy z nas byli jeszcze w piżamach, inni spali do godziny 8:25, żeby wykorzystać każdą możliwą sekundę na sen, ale byli też tacy, którzy byli wyspani, umyci i ubrani, a co najbardziej godne podziwu nie mieli worów pod oczami od zmęczenia. Na Eucharystii ksiądz zapoznał nas z fragmentem dzisiejszej Ewangelii. Fragment ten opowiadał o matce i braciach Jezusa, którzy chcieli się z nim spotkać w natychmiastowym trybie, a w tym czasie Chrystus nauczał ludzi i był zajęty. Powiedział wtedy, że jego matką i braćmi są ci, którzy wypełniają wolę Boga Ojca. Po Mszy poszliśmy na śniadanie przygotowane przez Anie, Gosię i Marcina. To właśnie oni  objęli dzisiejszy dyżur w kuchni. Na suto zastawionych stołach znalazły się pomidory, ogórki, ser żółty, dwa rodzaje dżemów (truskawkowy i brzoskwiniowy), dwa rodzaje szynki, konserwy i pasztety. Po śniadaniu mieliśmy kilka chwil wolnego, żeby doprowadzić się do stanu używalności. Punktualnie o godzinie 10.00. wszyscy za wyjątkiem wyżej wymienionych, którzy musieli sprzątać po śniadaniu zajęli się pracami wyznaczonymi przez księdza. Ola, Marta, Maciek, Karolina, Corinne i Madalina prostowały gwoździe. Jacek, Tomasz, Tobiasz i Magda B. kończyli robić płot. Magda dziś jako jedyna dziewczyna pracowała fizycznie w trudnych warunkach. Już kilkakrotnie udowodniła swoim zapałem, że nie boji się ciężkiej pracy i podejmowania nowych wyzwań. Dominik, ja i Julia malowaliśmy sufity na plebanii nowo budowanego kościoła, a Dawid, Tomek, Kuba, Wojtek i pan Laska robili dach na garażu, który malowaliśmy kilka dni temu. Pierwsza część pracy skończyła się standartowo o godzinie 13:30, piękna słoneczna pogoda umilała nam nasze trudy, więc czas się nie durzył. Na obiad Ania, Gosia i Marcin przygotowali wyśmienitą zupę pomidorową z ryżem. Posiłek ten był tak dobry, że ksiądz Jerzy powiedział, że dziewczyny mogły by zostać kucharkami na plebanii.  Obiadową niespodzianką było także drugie danie, które przygotowały nam siostry z Korei – były to koreańskie bliny, czyli placki ziemniaczane z marchewką, szczypiorkiem i innymi warzywami. Ponadto siostry ucieszyły nas także małym ale jakże ciekawym deserem tj. cukierkami zrobionymi z ryżu. Ich smak zawierał w sobie zarówno nutę cukru jak i soli. Około godziny 14.20 po jedzeniu większość z nas poszła do swoich pokoi spać, jednak dziewczyny: Ania, Corinne, Gosia, Magda, Ola i Madalina poszły się opalać. Leżały na trawie przed plebanią i zażywały słonecznych kąpieli. Ich  sielanka jak relacjonują nie trwała zbyt długo. Pako, pies który pilnuje przybytku księdza Andrzeja i osławiony jest bardzo bezwzględnym i agresywnym zachowaniem wobec wszystkich stworzeń na jego drodze postanowił wybrać się na spacer. Nikt nie wiem jak to się stało, że mocno uwiązany zerwał się z łańcucha. W zasadzie Pako pobawił się w gonionego z dziewczynami. Gdy rozpędzony wbiegł na trawę, gdzie opalały się dziewczyny jako pierwsza ujrzał niczego jeszcze nieświadomą Madaline. Pozostałe dziewczyny zaczęły piszczeć i w popłochu uciekać i  to chyba właśnie ich reakcja uratowała Madaline. Pako podszedł do niej i całą sparaliżowaną ze strachu zaczął obwąchiwać. Gdyby nie nerwowa reakcja dziewczyn, która z pewnością go zaciekawiła nie wiadomo jakby się skończyła ta historia. Jednak pies uznał za ciekawsze pogonienie grupy zabójczo przerażonych i rozhisteryzowanych dziewczyn od wąchania pobladłej Madaliny. Całe to zajście szybko i szczęśliwie się skończyło, ksiądz Andrzej zabił w Pako zew wolności, a nikomu nic się nie stało, tylko dziewczyny najadły się dużo strachu. Po odpoczynku wróciliśmy do naszych zajęć. Madalina i Corinne zajęły się plewieniem ogrodu, a inni powrócili do swoich wcześniejszych zajęć. Druga część pracy też minęła nam bardzo szybko. Jednak chłopacy którzy montowali dach musieli pracować o ponad dwie godziny dłużej. Ich praca się przeciągnęła, a nie można było zostawić nie skończonego dachu. W tej części prac zakończono także definitywnie pracę prostowania gwoździ. Jak mówią dziewczyny było ich wszystkich dobre kilka tysięcy, a najlepsi tj. Marta, Ola i Maciek prostowali blisko po 100 gwoździ na godzinę Po zakończonych pracach wszyscy udaliśmy się na kolacje, która zaczęła się o ponad pół godziny później. Spóźnienie było spowodowane przedłużającą się pracą ekipy dachowej. Do jedzenia była zupa z obiadu i wyśmienita sałatka z makaronem, warzywami i tuńczykiem. Prawie wszyscy poprosili o dokładki. Po kolacji graliśmy w piłkę na sławnej już trawie, gdzie zamknięty już w swoim kojcu Pako, zaatakował dziewczyny. Dzień skończył się dla nas równo z ciszą nocną. O godzinie 23.30 wszyscy poszli spać. Jutro czeka nas dzień pełen niespodzianek. Wycieczka do Białokurychy i wspinaczka na przeszło jedno tysiącznik.
 
Adrian Kowalczyk
 
 
 
 
 

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com