SZKOLNY PROJEKT GHANA 2009 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2009-07-07 23:10:34
dzień 1 – podróż

Jeszcze asekuracyjne pytanie ks. Jerzego: ”Czy wszyscy zabrali to co najwazniejsze ?” Okazuje się, że dwie osoby zapomniały zaswiadzczeń o szczepieniach, czyli tzw. Żółtych  Książeczek . Bez nich nie mamy co liczyć na wpuszczenie nas do Ghany. Szybka decyzja. Rodzice samochodami wracają do domów. Po 20 minutach niepewności możemy juz naprawdę wyruszyć. Do berlinskiego lotniska Tegel docieramy przed czasem. Jest godz. 8.00. Dowiadujemy się o miejsce i czas odprawy, aby przez ponad godzinę w zaciszu kawiarni oczekiwać. W międzczasie kontrolnie ważymy  walizki. Okazuje się, że niektore musimy przepakować tak, aby kazda nie ważyła  więcej niz 23 kg. W czasie odprawy nie napotykamy na żadne problemy. Niewielki  samolot holenderskich lini KLM startuje z 20 minutowym opóźnieniem. Jest godz.10.50. W Amsterdamie londujemy o 12.30. Natychmiast po opuszczeniu samolotu dowiadujemy sie o miejsce odprawy. Nie szybko je odnajdujemy. Lotnisko Schiphol jest przeogromne, a na dotarcie do bramek F8 potrzebujemy przeszło 30 minut. Tam czekają już na nas współtowarzyszki wyprawy – dziewczny z Katolickiej Szkoly z Bonn wraz z ich opiekunką panią Dorotheą Hahn. Serdeczne, pełne uśmiechów przywitanie i ustawiamy się w kolejce do odprawy. Z racji, że bedziemy lecieć Boeing 777-200,  kolejka jest bardzo dluga. Samolot zabierze na pokład przeszło 200 osób. Lot ropoczyna sie puktualnie o godz.14.15. i trwa 6 godzin. W czasie jego trwania otrzymujemy jeden cieply posilek, nieograniczoną ilość napojów,  a także kawę z ciastkiem. Jego przebieg jest bardzo spokojny. W tym czasie rozmawiamy,  odsypiamy wczesne wstanie, a także korzystamy z umieszczonego na fotelu osobistego multimedialnego monitora dzięki któremu możemy oglądać filmy czy słuchać muzyki. Bardzo często spoglądamy przez okno. Szczegolnie zachwyca nas bezkresna, żółto-złota pustynia,  Sahara.  Całej trasie lotu towarzyszy słońce przed którego mocnymi promieńmi musimy się chować zasłaniając okna. Niestety lądowanie odbywa się w otoczeniu gęstych chmur oraz w ciemności rozpoczynającej się nocy. Spoglądając przez okno widzimy tylko pokryte światłami miasto. Jest to Accra. Lądowanie przebiega bardzo bezpiecznie, a pasażerownie oklaskami, a także licznymi okrzykami dziękują obsłudze za udaną podróż. Jest godzina 18.30 miejscowego czasu. W Polsce 20.30.  Po szesnastu i pół godzinie docieramy do Afryki. Po otwarciu drzwi uderza nas ciepła i wilgotna masa powietrza. Czujemy się, dosłownie,  jak w “parowej saunie”. Zmęczeni, ale szczęsliwi stajemy nareszczie na afrykańskiej ziemi. Lotnisko Katoka International sprawia wrażenie bardzo prostego, w niewielkim stopniu zmodernizowanego. Ku naszemy zdziwieniu drogę z samolotu do drzwi portu pokonujemy autobusem, którym jedziemy dosłownie kilka chwil. Jesteśmy jedyną grupą, która oczekuje na bagaże. Wcześniej poddajemy się odprawie paszportowej. Ktoś zauważa: “I kto tu mówi o dyskryminacji?” Cudziemcy ze swoimi paszportami ustawiają się przed okienkiem z napisem: “Other Nationals”, a mieszkańcy Ghany przed okienkiem z napisem: “Ghana Nationals”. Wyraźny podział. Komu potrzebny ? Walizki tradycyjną metodą podjeżdżają do nas taśmociągiem. Szybko je odnajdujemy. Jednakże po dłuższym czasie okazuje się, że nie ma walizki ks. Jerzego.  Rozpoczynją się poszukiwania. Obsługa portu zachęca do szukania jej na terenie niewielkiej sali odbioru bagażu. Po pół godzinie ksiądz dyrektor rezem z panią Dorotheą udają się do okienka, aby zgłosić jej zaginięcie. Krótki wywiad, spisanie danych. poszukiwanie przez system internetowy i zachęta do oczekiawnia    tylko niewielką pociechą po stracie wielu podręcznych, ważnych i koniecznych rzeczy. Przed budynkiem portu lotniczego oczekują na nas misjonarze, salezjanie: Ksiądz Krzysztof, pochodzący z Polski oraz ks. Jorge pochodzący z Argentyny. W Ghanie panuje już noc. Ostani odcinek drogi pokonujemy busem oraz jeppem.  Po pół godzinie, jadąc jedyną  narodową autostradą  docieramy do dzielnicy Accry Ashaiman. Tutaj znajduje się ośrodek salezjański: szkoła, dom inspektorialny oraz  bursa dla chłopców. Zostajemy ulokowani w domu inspektorialnym. Dziewczyny w jednym pokoju, a my w osobnych. W każdym z nich jest to co dla nas w tym momencie najważniejsze: łazienka z zimną wodą, moskitiera oraz wentylator. Po rozpakowaniu się  jemy wspólnie kolację (ryż, kurczak sałatka warzywna, a także ananasy). O godzinie 23.00. bardzo zmęczeni, ale pełni wielu wrażeń idziemy spać. Wygodne łóżko, moskitiera, spokój, a także padający deszcz pozwalają nam spokojnie zasnąć. Nabieramy siły na kolejny już w pełni afrykański dzień.   

xjb

 

AFRYKA, GHANA - 6 lipca 2009 r. godz.18.30 miejscowego czasu

 

 

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com