SZKOLNY PROJEKT GHANA 2009 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2009-07-10 10:26:24
dzień 4 – targowisko, internat dla dziewcząt oraz wieczorna Eucharystia

Nie jesteśmy jednak jedynymi gośćmi, ponieważ szkołę odwiedzają dwie przedstawicielki stowarzyszenia szkół katolickich w Ghanie. Przyjechały  w związku ztrwającymi rozmowami z rządem w sprawie finansowania szkolnictwa, które jak dotychczas nie ma żadnego wsparacia państwa. Na koniec  stajemy na baczność by odśpiewać hymn szkoły. Jest on dedykowany św. Janowi Bosko. Po nim  uczniowie udają się  pośpiesznie  na lekcje, a my powoli  na śniadanie. Jeszcze w międzyczasie zamieniamy kilka zdań z księdzem Krzysztofem, którego pytamy o szkołę. Jak się okazuję za sprzątanie całej szkoły odpowiadają sami uczniowie. Na zakończenie zajęć, zgodnie z wyznaczniem, między innymi zamiatają i myją podłogi, wycierają kurze itd. Po sytym śniadaniu  wszyscy  wsiadamy do busa by udać się na zakupy. Jedziemy po  pamiątki. Gdy tylko wyjeżdżamy  za bramę widzimy mnóstwo samochodów stojacych w korku. Na ulicach panuje ogromny hałas. Jest on wynikiem ciągłego używania przez kierowców klaksonów, a także bardzo głośnych mocno zużytych i okropnie “kąpcących” silników. Zewsząd podchodzą do nas przydróżni handlarze.

Mieszkańcy Ghany przepełnieni są euforią, wynikającą z wizyty Barracka Obamy w ich kraju. W radiu można usłyszeć specjalną piosenkę, napisaną na jego cześć, a w całym mieście rozlepione są wielkie bilbordy  ze zdjęciem Obamy, badż z prezydentem Ghany, bądź z rodziną. W drodze na targowisko, jak codzień przejeżdżamy przez punkt kotrolny, który obecny jest przy wjeździe i wyjeździe z każdego miasta. Policja tylko spodgląda nasz samochód. Jeden z nich macha ręką dając znak abyśmy jechali dalej. Wielką radość sprawia nam odebranie walizki przez  ks. Jerzego z lotniska w Accrze. Po Teksasie i  Berlinie wraca ona wkońcu do właściela. Jak się okazuję z walizki giną używane telefony komórkowe wiezione dla misjonarzy oraz noż. Około godziny 11.00. docieramy na bazar. Ksiądz Jorge udziela nam ostatnich wskazówek dotyczących zasad handlu w Ghanie. W grupach udajemy się do poszczególnych, prowizorycznie zbudowanych straganów. Od samego początku jesteśmy nachalnie zachęcani do odwiedzenia stoisk. Każdy chce, by towar kupiono u niego, więc gdy tylko sugerujemy przejście do innego handlarza, cena idzie drastycznie w dół. Po godzinie ciągłego targowania się, udajemy się do busa. Jesteśmy obładowani torbami pełnymi pamiatek. Każdy z nas zakupił ponadto duży afrykański bębęn w cenie ok. 40 cedi. Wracamy do domu. Ksiądz  Jorge by ominąć kilkukilometrowe korki łamie przepis drogowy przejeżdżając z jednego pasa drogi na drugi. Niestety jest to zauważone przez czychającego, raczej celowo i świadomie w tym miejscu, policjanta. Mimo rozmów dostajemy madat, ale jest to i tak lepsze niż pierwszy wariant ostrzeżenia polegający na odebraniu prawo jazdy do wyjaśnienia. Jak widać w Afryce płacenie bezpośrednie przyspiesza proces zwracania dokumentów. Dzięki temu udało nam się dojechać dokładnie w czas obiadu. Z rozmowy z księdzem Jorge wynika, że w Ghanie policja powszechnie przyjmuje łapówki. Po posiłku następuje chwila relaksu: próbowanie gry na nowozakupionych bębnach, śpiewy i gra w piłkę nożną z młodzieżą ze szkolnego internatu. Około godziny 17.00.  udajemy się do Girlshome’u, będącego także dziełem salezjanów położonego dwa kilometry od nas. Jest to nowopowstały budynek, który został otwarty w październiku ubiegłego roku. Przeznaczony jest on dla osiemdziesięciu dzięwcząt, lecz na razie mieszka ich tu tylko osiemnaście. Krótkie zwiedzanie umożliwiło nam zobaczenie jak żyją nasi rówieśnicy w afrykańskim internacie. Czteroosobwe pokoje z łożkami piętrowymi, wspólna sala nauki, kaplica, kuchnia. Popowrocie, udajemy się do swoich pokojów, by przygotować się do Eucharystii w parafii. Udajemy się do niej busem. Radośćią staję się  dla nas założenie nowokupionych koszul afrykańskich. Msza rozpoczyna się o godz. 19.00 i jest przeznaczona dla młodzieży. Różni się od polskiej zaangażowaniem i żywiołowością wiernych.  Podczas Eucharystii nie brakuje śpiewów z oklaskami. Każdy z parafian bardzo mocno przeżywa Wieczerzę Pańską. Na koniec zostajemy przedstawieni przez księdza  Krzysztofa, oraz gorąco przywitani przez tzw. prezydenta kościoła. Po Mszy podchodzą do nas ludzie, by porozmawiać i pozdrowić słowem “welcome”. Na zakończenie dnia, po powrocie około godziny  21.00. udajemy się na jadalnię, by zjeść tam ostatni posiłek dnia (pyszny kurczak z frytkami i sałatką). Musimy uważać, by nie przyzwyczaić się do serwowanych nam rarytasów, ponieważ już za parę dni, jak zapowiadaja nam misjonarze,  będziemy zdani tylko na siebie.

 Tomasz Latawiec i Wojciech Strzyżewski





 

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com