SZKOLNY PROJEKT GHANA 2009 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2009-07-11 00:09:09
dzień 5 – gdzie mieszające się wody

W podróż wyruszamy busem o godz. 10.00. Naszym kierowcą i przewodnikiem ponownie będzie  ksiądz  Krzysztof.  Z racji, że w tej części Afryki panuje teraz pora deszczowa, nie dziwi nas to, że co jakiś czas, nadal popaduje mniejszy,  czy większy deszcz. Temperatura powietrza sięga dzisiaj około 21 stopni celsjusza. Droga, którą jedziemy jest drogą międzynarodową. Prowadzi wzdłuż wybrzeża na zachód, w kierunku granicy Ghany z Togo.  Od 3 lat leży na niej bardzo mocny i nadal równy asfalt.  I choć  droga jest tak prosta, jakby została wyznaczona od linijki jedziemy prędkością nie przekraczającą 80 km na godzinę. Tylko  przy wyjeździe napotykamy na korki. Poza granicą Accry  panuję bardzo umiarkowany ruch. Wyraźnie widać, że więcej samochodów zmierza w kierunku stolicy.  Do normalnych obrazów można zaliczyć pędzące samochody ciężarowe przewożące na tzw. pace grupy nawet do 50 osób. W miejscu  przekraczania granicy regionu Accra musimy zwolnić, a potem zatrzymać. Poddajemy  się rutynowej kontroli policji. Także i teraz umieszczone na masce busa hasło DON BOSCO wzbudza entuzjazm policji i jest dla nas swoistego rodzaju przepustką. Jedno zdanie do księdza Krzysztofa i machnięcie ręką w geście -  jechać dalej ! Po drodze mijamy liczne wioski. Jak zwykle panuje w nich duży ruch. Zwalniamy do 50 km/h jak sugerują znaki i co wymuszają spowalniacze w postaci mniejszych czy większych garbów. Ludzie rozmawiają ze sobą, sprzedają i kupują. Widzimy skromne budki fryzjerów, małe sklepiki z produktami spożywczymi, czy napojami (piwo guinness, starts, coca-cola, tonic). Wiele dzieci wędruje z pomarańczowo brązowych mundurkach do szkoły. Inne sprzątają teren przed szkołą. Częstym widokiem są  przemieszczający się wzdłuż drogi ludzie. Większość pieszo, nieliczny rowerem.  Na zielonych polach gdzieniegdzie widać stada typowych, chudych afrykańskich krów pasionych przez pasterzy, którymi są dzieci.

Po blisko dwóch godzinach podróży o godz. 11.50 docieramy do wsi o charakterystycznej nazwie ADA. Leży ona w delcie największej rzeki Ghany Wolty. Rzeka ta jest  jednocześnie przedłużeniem największego w świecie pod względem powierzchni sztucznego jeziora o takiej samej nazwie. Droga przez wioskę jest pełna dziur. Bardzo powoli, zupełnie nieoczekiwanie, ku naszemu zdziwieniu skręcamy na równy plac będący  miejscem naszego postoju. Jest to parking hotelu Manet Paradise. Wchodząc na teren hotelu dostrzegamy wielu pracowników. Jedni nas witają, inni czyszczą basen, jeszcze inni zapraszają do stołu. Jak się okazuje w tym momencie jesteśmy jedynymi gośćmi. Większość turystów gości tutaj w porze suchej. Otoczenie hotelu robi na nas bardzo pozytywne  wrażenie. Położenie nad piaszczystym brzegiem Wolty, rosnące palmy i co chwilę przepływające rybackie łodzie tworzą swoistego rodzaju klimat. Zamawiamy posiłek. Jedni pizze, inni ryż z kurczakiem, jeszcze inni typową dla tej rzeki rybę o nazwie Kasawa.  Przewidywany czas oczekiwania kelner określa na 30 minut. Okazuję się,  że pierwszy posiłek zostaje przyniesiony nam po przeszło godzinie. Do niespodzianek konsumpcji zaliczamy także prośbę wystosowaną do kelnera o przyniesienie oliwy z oliwek. Prośbą nasza zostaję spełniona, także po dłuższym przeszło  20 minutowym czasie, a zamiast oliwy otrzymujemy z przeprosinami ketchup. 

 Po smacznym pokrzepiającym obiedzie  ksiądz Krzysztof zaprasza nas jeszcze na rejs. Zanim wsiądziemy do niewielkiej  łodzi motorowej zakładamy, czyste i solidne kapoki. Celem rejsu jest  miejsca gdzie rzeka Wolta łączy się z oceanem Atlantyckim. Płyniemy. Dobrze, że nad nami jest płócienny daszek, który chroni przed niewielkim deszczem. Spoglądając na brzeg widzimy typowe rybackie wioski. Ludzie naprawiają  sieci, rozmawiają ze sobą. Niektórzystojąc zanurzeni po kolana z miską na głowie nabierają do niej wodę, inni  w tej samej wodzie robią  pranie. Starsze osoby siedzą w zaciszu palm, a dzieci skacząc i klaszcząc bawią się.Totalna egzotyka ! Brak słów ! Na rzece co chwilę mijamy niewielkie łodzie, z których rybacy zarzucają sieci. Ku naszemu zdziwieniu zbliżając się do ujścia widzimy maszynę, która wyrzuca piasek. Jak tłumaczy nam nasz kapitan  jest to konieczne działanie,  które zabezpiecza przyległe wioski przed utratą lądu. Niepowtarzalne wrażenie robi na nas miejsce zetknięcia się słodkiej wody rzeki ze słoną wodą oceanu. Woda rzeki  jest ciemna, a woda oceanu jasna. Na oceanie szaleją fale, a rzeka jest równa jak stół i co ciekawe w jednym miejscu fale te całkowicie znikają. Robimy wiele zdjęć, a Tomek utrwala nasze przeżycia na kamerze. Droga powrotna, choć łódź musi płynąc pod prąd mija nam jeszcze szybciej. Może dlatego, że czujemy się w tym obszarze już bardziej swojo. Przy hotelu ponownie jesteśmy o godz. 15.00.

Jeszcze krótka toaleta i wracamy tą samą drogą do Ashaiman. Nie trzeba długo czekać jak podróżni wszystkich foteli poza pierwszymi (ks. Krzysztof i ks. Jerzy) zapadają w natychmiastowy sen. Zmęczenie ? Wrażenia ? A może jedno i drugie ! Ksiądz Jerzy przez całą drogę rozmawia z księdzem Krzysztofem. Jest wiele do opowiadania o Polsce i Polskich Salezjanach. Z cennych informacji dowiadujemy się, że rejs dla naszej grupy kosztował 45 cedis, a rejon w którym byliśmy zaliczony jest do Parku Narodowego. Ksiądz pasażer jak zawsze każdą chwile wykorzystuje do robienie zdjęć. Wyjątkowe wydają się być te, które utrwalają przewożone na leżąco w tylnym bagażniku jeepa krowy. Niespotykane i dozwolone ! Po drodze mijamy jeszcze jedyną ghanijską rafinerię. Jak się okazuje przetwarza ona ropę transportowana rurociągami z Nigerii. Dalsza rozmowy także w związku z ropą odsłania kulisy dzisiejszej wizyty Barraka Obamy w Ghanie. W Ghanie odkryto bardzo znaczące pola roponośne. Jej wydobycie ma rozpocząć się niebawem pewnie przy znacznym udziale USA. Do domu salezjańskiego docieramy o godz.17.00. Po dłuższej przerwie spotykamy się na wspólnej z salezjanami modlitwie brewiarzowej, a po niej na kolacji. Podobno ostatniej tak smacznej i tak sytej. Dzień kończymy pełni niezapomnianych wrażeń myśląc już o jutrzejszej, przeszło 400 kilometrowej  przeprawie do miejsca naszej pracy. Ufamy, że wszystko się uda ! 

xjb

 

          




     


       

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com