SZKOLNY PROJEKT GHANA 2009 - DZIENNIK Z WYPRAWY
2009-07-23 16:57:55
dzień 17 – szpital i nowicjat
W pewnym momencie słabnie jedna z
Niemek. Jest to Nina. Kładziemy ją w
cieniu na betonowych cegłach. Staramy się ją ocucić, ale niestety
bezskutecznie. Szybka decyzja podjęta przez księdza Jerzego jest bardzo
rozsądna. Zabieramy swoje rzeczy, przenosimy Ninę do samochodu i jedziemy do szpitala. W związku z tym że Nina nie
odzyskuje cały czas przytomności przeniesienie do samochodu musi odbyć się
jedna ze znanych nam metod z PO. Zatem Kamil bierze chorą na barana, a Wojtek
pełnił rolę asekuranta tak żeby nie spadła. Laura i Rosie niepotrzebnie w tym
czasie panikują co wcale nie jest dla
nas ułatwieniem. W drodze wciąż staramy się ją cucić zadając pytania oraz wodą
schładzając jej kark. Nina co jakiś czas niewyraźnie, słabym głosem coś
odpowiada. Leży na plecach na przedniej kanapie. Wojtek przykłada jej zmoczoną
wodą koszulkę, którą użycza Kamil. Ja z kolei trzymam jej nogi w górze. W
drodze cały czas zastanawiamy się czy jechać do domu, czy do szpitala. Nina
wciąż nie daje znaków przytomności. Ksiądz Jerzy potwierdza: szpital. Mimo
naszych starań nie może dodzwonić się do pani Dorothei żeby poinformować ją o
zaistniałej sytuacji. W drodze do szpitala w Odumase na wysokości drogi do
naszego ośrodka zatrzymujemy się. Ksiądz
prosi mnie żebym wysiadł i pobiegł do domu, aby powiadomić panią Dorotheę. Pozostali
jadą do szpitala. Biegnę do domu ile sił
w nogach. Po drodze ludzie wołają: „obruni!”, „white! white!” Jestem bez koszulki więc trudno mnie nie zauważyć, gdyż
odbijało się ode mnie słońce mocne popołudniowe słońce. Po jakichś siedmiu minutach dobiegam do bramy
Don Bosco . Zauważając przejeżdżającego brata
Paulo wołam do niego żeby się zatrzymał.
Pytałem czy wie gdzie jest Dorothea. Odpowiada mi, że powinna być w naszym
domu. Jestem bardzo zmęczony i zdyszany. Informuję panią Hahn co stało się na budowie i że Nina jest
już w drodze do szpitala. W szpitalu od razu Niną zajmują się lekarze.
Opłata 6 cedis pozwala założyć jej kartę szpitalną. Po
szybkim rozpoznaniu zostaje jej podana glukoza dzięki której po 3 godzinach
Nina może już wyjść do domu. Udzielenie tej pomocy kosztuje nas 35 cedis. Około godz. 14.00 przyjeżdża ksiądz Jerzy i pokazuje nam zrobione w tzw. międzyczasie przepiękne
zdjęcia afrykańskich chmur. Jemy obiad i
o 14.00 jedzie z Dorotheą i Rozalią po
Ninę. Nina jest nadal była bardzo zmęczona, więc idzie spać. Tego potrzeba jej
najbardziej.
Wieczorem udajemy się na Mszę do salezjańskiego
nowicjatu. Znajduje się on 3 minuty drogi od naszego domu na terenie kompleksu
Don Bosco. Nowicjuszy jest tutej tylko
dziesięciu, a w większości pochodzą oni z Nigerii. Patronem nowicjatu jest
Simon Surgi urodzony w Nazarecie. Pytamy o jego biografię. Jako osierocony
wyznawca islamu trafił do sierocińca prowadzonego przez salezjanów. Tam przyjął
chrzest, a potem wstąpił do zakonu. W swoim życiu starał się zaprowadzić pokój
między muzułmanami, a chrześcijanami. Nowicjat mieści się w ładnym, zadbanym
budynku. Na jednej ze ścian wiszą portrety świętych salezjańskich. Cieszy nas
fakt, że około połowa z nich to Polacy, męczennicy II wojny światowej. Na Mszę udajemy
się do kaplicy. W oczy rzuca się nam
wisząca w gablocie koszula Simona Surgiego przechowywana tutaj jak relikwia. Po Eucharystii jesteśmy zaproszeni do sali jadalnej na kolację. Zasiadamy przy
dwóch okrągłych stołach,a do jedzenia dostajemy ryż z kurczakiem oraz sałatkę. Gdy
jesteśmy już najedzeni, zostajemy uroczyście przywitani. Nowicjusze
przygotowali dwie pieśni, których wysłuchaliśmy będąc pod wielkim wrażeniu ich
głosów. Następne przychodzi czas na nas. Razem z Niemkami śpiewamy polską
piosenkę pt. „Chwalę Twoje łaski Panie”, której nauczyliśmy je jeszcze w Akrze.
O 21.00 żegnamy się i udajemy do domu, by odpocząć przed następnym dniem.
Miejmy nadzieję dniem w którym będziemy mogli w pełni realizować nasz projekt.
PROJEKTY MISYJNE WOLONTARIATU
NAJNOWSZE GALERIE
DZIEŃ CZYTANIA BIBLII
OTWARTE DRZWI
AKCJA - SZPIK
DĄB KATYŃSKI
WYCIECZKA - RUDAWY