SZKOLNY PROJEKT GHANA 2009 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2009-07-24 13:57:37
dzień 18 – na głowie, szkoła i oratorium

Tam na fermie uprawiają ziemię i właśnie dlatego poranny widok ludzi dźwigających puste kosze z katlasami (rodzaj noża, siekiery) oraz wieczorny dźwigających kosze pełne jamu, kasawy, kukurydzy, czy drewna na opał nikogo tutaj nie dziwi. Jednakże ludzie nie tylko dźwigają warzywa, owoce czy narzędzia pracy. Częstym widokiem są osoby niosące butle z gazem, skrzynki z napojami czy walizkę. Na głowie noszą także   przydrożni handlarze: bieliznę, buty, poduszki, patyczki do czyszczenie zębów, gotowane jajka czy zawinięty w liściach bananowca ryż z mięsem. W zachwyt wprawiał nas już niejednokrotnie widok kobiet czy dzieci niosących no głowie prawie 20 litrową miskę pełną wody. Dobry zwyczaj – zdrowy zwyczaj !
           Budowa z dnia na dzień wygląda coraz lepiej. Ściany za każdym razem są wyższe, co bardzo nas raduje. Dzisiaj mieliśmy za zadanie przewieść piasek w wyznaczone przez majstra miejsce. Będzie on potem wykorzystany do wewnętrznego otynkowania  pomieszczeń. Praca zostaje wykonana nieco przed czasem, więc mamy chwilę, by odwiedzić pobliską szkołę do której uczęszczają dzieci z oratorium. Trwają tam dzisiaj egzaminy, ponieważ już za tydzień jest  zakończenie roku szkolnego. Dzieci piszą dzisiaj egzamin z wiedzy ogólnej.  Jedno z pytań dotyczy miejsca urodzenia Jezusa. Egzamin pisany jest na specjalnym formularzu a jego uczestnicy posługują się bez wyjątku ołówkiem. Szkoła mieści się w trzech budynkach; każdy dla innej grupy wiekowej uczniów. Jest bardzo prosta, jednopoziomowa. Ciemne klasy, ławki z surowego drewna ułożone na klepisku nie robią na nas pozytywnego wrażenia.
Wracając do domu zauważamy, że przy drodze drewniane słupy telefoniczne są wymieniane na betonowe. Zostają zamontowane na nich także lampy, które rozjaśnią zazwyczaj bardzo ciemną, główną ulicę komunikacyjną. Gdy wyjeżdżało się po zmroku, a jest to godzina 18.00 w Ghanie panuje  zupełna ciemność.

Zaraz po powrocie idziemy się umyć, przebrać i zasiadamy do obiadu. Dzisiaj jest to spaghetti z sosem. Zmęczeni pracą i afrykańską pogodą kładziemy się na łóżkach, by odrobinę odpocząć i nabrać potrzebnych sił.  Budzi nas dopiero ks. Jerzy, który przyjeżdża, by zabrać nas do oratorium. Gdy zjawiamy się na miejscu jest zupełnie pusto, więc musimy przejść przez całą wieś, by zebrać jak najwięcej dzieci. Wracamy z tłumem roześmianych, małych Ghanijczyków łapiących nas co chwilę za ręce. Dzisiaj czas zajmuje im budowa miasta z patyków. Każdy stara się postawić jak najwyższą budowlę. Po dwóch godzinach wsiadamy do busa i wśród ogólnego wrzasku, opuszczamy Adentię. Po powrocie jemy kolację, a potem każdy ma czas dla siebie.

 Wojciech Strzyżewski



 

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com