SZKOLNY PROJEKT GHANA 2012 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2012-07-08 14:18:48
W DROODZE DO SUNYANI

W naszych głowach pojawia się tysiące pytań: co czeka nas na miejscu? Jak przyjmą nas tamtejsi mieszkańcy? Jak MY przystosujemy się do panujących tam warunków? Mamy nadzieję, że lekcje ks. Piotra oraz krótki Orientation Program zorganizowany przez misjonarzy w Temie, będą wystarczające do odpowiedniego zachowania się  w tej małej afrykańskiej wiosce. Pamiętamy dobrze, że nie przybylismy ocalić Afryki, nie przybyliśmy być nauczycielami, nie przybylismy zmieniać innych. Jesteśmy tu, aby uczyć się od innych, dzielić się ich kulturą, wartościami, zwyczajami, ich radościami i smutkami. Musimy zostawić nasze dotychczasowe, europejskie myślenie, tylko wówczas nasz wyjazd przyniesie owoce zarówno dla nas, jak i dla osób, którym staramy się pomóc.
    Aby dostać się na główną drogę prowadzącą do Sunyani, musimy ponownie cofnąć się do Cape Coast. Podczas podróży mamy okazję przejechać przez 3 regiony polityczne Ghany: Central Region ze stolicą w Cape Coast, Ashanti Region ze stolicą w Kumasi oraz Brong Ahafo Region ze stolicą w Sunyani.
    Przed nami pierwsza za Cape Coast blokada policyjna. Nieoczekiwanie zostajemy zatrzymani...Okazuje się, że nasz bus nie spełnia najnowszych wymogów tutejszego prawa, a mianowicie nie posiadamy żółtej taśmy odblaskowej, którą należy przykleić wokół auta. Po chwili rozmowy i obietnicy ks. Piotra, że od razu po powrocie do Akry taśma zostanie przyklejona, dostajemy pozwolenie na dalszą jazdę.
    Odbijamy na północ. Mijamy przydrożne budki zbite z kilku desek, czyli tutejsze sklepy. Mijamy kobiety, mężczyzn i dzieci podążających do pracy w polu. Mijamy stada kóz
...Tak wygląda typowy afrykański obrazek. Przydrożne rośliny to w szczególności specjalne odmiany bananowców, których owoce można spożyć tylko po uprzednim przygotowaniu - usmażeniu lub ugotowaniu.
    Ks. Piotr, po 9 latach misji, ma dla nas wiele ciekawych historii, w toku których mija nam podróż. Dziś jest sobota, w Ghanie oznacza to dzień pogrzebów, dlatego też na naszej drodze widzimy wiele konduktów pożegnalnych. Ciekawostką jest to, że w niektórych regionach, kształt trumien odzwierciedla wykonywany zawód zmarłej osoby, i tak np. taksówkarz otrzyma trumnę w kształcie samochodu. Niegdyś zmarłych chowano tu w domach, pod posadzką jednego z pomieszczeń mieszkalnych! Jednak z biegiem czasu przepisy sanitarne zakazały tego procederu. Tutejsza ludność świętuje i odprawia zmarłą osobę na drugi świat przez 3 dni, śmiejąc się, śpiewając i tańcząc.
    Na naszej drodze kolejna blokada policyjna i znów kontrola dokumentów. Jednak na hasło Don Bosco Catholic Church, zostajemy od razu przepuszczeni. Tutejsza ludność ma wielki respekt do Kościoła, misjonarzy i księży. Wiedzą, że niosą oni pomoc. Na szybach większości aut, widzimy również religijne napisy typu: Never Loose Hope, Belive in God, No Jesus No Life, Our Father, Trust in God...
    Wjeżdżając do regionu Ashanti, od razu rzucaja nam się w oczy ogromna ilość prac budowlanych - Ashanti prężnie rozwija się i widoczna jest tu poprawa infrastruktury drogowej (być może spowodowane jest to zbliżającymi się wyborami). Na naszej drodze pojawiają się gałęzie drzew ułożone na poboczu. Ks. Piotr tłumaczy, że jest to sygnał ostrzegawczy, który używany jest podczas awarii samochodów, bądź wypadków - ganijski "trójkąt". Po kilku metrach naszym oczom ukazuje się ciężarówka w rowie, a na całej drodze worki z cementem. Tutejsza ludność stara się odzyskać ten cenny materiał budowlany, co skutkuje tumanami pyłu i kurzu. Dowiadujemy się także od ks. Piotra, że kierowcy ciężarówki z pewnością już nie ma w pobliżu, gdyż karą za takie zdarzenie jest więzienie, bądź kierowca musi pokryć wszystkie straty materialne, co w tutejszych warunkach płacowych jest to niemożliwe.
    Zbliżamy się do stolicy Ashanti - Kumasi, drugiego co do wielkości miasta w Ghanie. W tym liczącym blisko 2 miliony ludności mieście urodził się Kofi Anan, co oznacza urodzony w piątek jako trzecie dziecko. Na drodze ponownie zatrzymuje nas policja...Tym razem jest to miła niespodzianka, gdyż szybko okazuje się, że policjantem jest były uczeń ks. Piotra - Oscar. Niespodziewanie dla nas wpadają na szalony pomysł. Oscar eskortuje nas prywatnym skuterem na hiszpańskich rejestracjach, z karabinem, ulicami Kumasi! Większość aut zjeżdża na pobocze, a my możemy swobodnie i bez korków przejechać przez miasto. Przejeżdżamy w eskorcie również przez płatną bramkę Toll Booth, oszczędzając 1 GC. Znajomy policjant przewodzi nam do nastepnej stacji benzynowej, po czym żegna nas szczerym śmiechem i słowami "father Peter, bye...". To niesamowite, ile tutejsi ludzie mają w sobie optymizmu i radości życia, na szczęście dla nas, jest to zaraźliwe!
    Wjeżdżamy do regionu Brong Ahafo, a przy kolejnej płatnej bramce jesteśmi mile powitani przez strażników
słowami: "Don Bosco! How are you?". Wjeżdżamy na nasze tereny, jesteśmy u siebie w domu! - oznajmia nam ks. Piotr. Po 7,5 h jazdy docieramy do Sunyani. Przejeżdżamy obwodnicą i kierujemy się do celu naszej podrózy - Odumasi. Po kilku minutach skręcamy w Don Bosco Road i tu kończy się asfalt. Do budynków Wspólnoty Salezjańskiej prowadzi polna droga, a my w środku podskakujemy po sam dach na jej wertepach. Jednak gdy po minucie wjeżdżamy na teren należący do Salezjanów (obszar liczący 1 km na 600 m!), zapiera nam dech w piersiach! Przejeżdżamy pięknymi ogrodami, a w naszych oczach mienią się kolory egzotycznych roślin. Wszystko jest zadbane i wygląda jak kadr wycięty z amerykańskiego filmu. Po chwili dojeżdżamy do budynku Wspólnoty, w którym mamy spędzić kolejne 2 tygodnie. I tu również jawią nam się przepiękne rośliny i drzewka. "Jesteśmy na miejscu" - oznajmia ks. Piotr.
    Po długiej podróży każdy z nas z milą chęcią wyskakuje z busa, aby wyprostować nogi. Chwilę poźniej w drzwiach wejściowych pojawiaja się Father Benedict i Brother Edmund z Kamerunu, witając nas z uśmiechem. Wyciągamy nasze przepełnione piłkami oraz zabawkami dla dzieci walizki i podążamy do przydzielonych pokojów. Okazuje się, że wszystkie dziewczyny (jest nas 4) będą mieszkały razem w pokoju z 1 łazienką (szybko ustalamy kolejność z jej korzystania). Po godzinie udajemy się na kolację złożoną ze smażonego ryżu, kurczaka i sałatki. Poznajemy tu Marię, która będzie nas wprowadzała w pracę z dziećmi oraz 4 wolontariuszy z Austrii.
    Zaraz po kolacji udajemy się na spoczynek, wszyscy strudzeni dzisiejszą podróżą, potrzebują snu jak powietrza. Jutro przed nami kolejny dzień, który z pewnością przyniesie nam nowe doświadczenia i przygody...

                    Ania Grzybowska

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com