SZKOLNY PROJEKT GHANA 2012 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2012-07-09 03:01:16
AFRYKAŃSKA NIEDZIELA I ORATORIUM KS. BOSKO

Wyruszamy z ośrodka salezjańskiego. Tym razem kierowcą busa jest  księdz dyrektor. Podskakując pokonujemy, pełną dziur drogę dojazdową. 10 min wstrząsów ponownie uświadamia nam, że nawet najbardziej uszkodzone polskie drogi są w porównaniu z tymi luksusem. We wsi Odumase przed kościołem jesteśmy na 10 minut przed rozpoczęcniem Mszy. Zaskakuje nas jego  wielkość. Jak się dowiadujemy  wybudowali go przed trzema laty Salejanie i nosi imię MB Wspomożycielki Wiernych. Przed kościołem, również  na  dużym placu parkujemy busa. Okaże sie potem, że  będzie to jedyne stacjonujące tam auto. Widzimy idących do kościoła wielu  ludzi,  jest to zwłaszcza młodzież. Ubrani w odświętne stroje zmierzają do świątyniu z wnętrza której, z oddali już, daje się słyszęć śpiew i dzwięki instrumentów. Szczególnie bębny i ich rytm dają znać, mówią że jest tam życie. Faktycznie przekraczając próg kościoła ze zdumieniem dostrzegamy ławki pełne młodych ludzi, a przede wszstkich ich zaangażowny śpiew, klaskanie, a także taniec. Obraz ten wydaje się być nad wyraz autentyczny i wyjątkowy. Dla nas enigmatyczny i nierealny. Wrażenie to zostaje jeszcze bardziej wzmocnione dalszym przebiegiem liturgii. I mimo że niektórzy z nas słysząc wczoraj informację od księdza Piotra: "Msza będzie trwała 2 h"  bardzo się oburzali, to dzisiaj z pokorą powiedzą: "Dlaczego takich Mszy nie ma w Polsce?" Inna kultura, a przede wszystkim mądrość misjonarzy wykreowały Mszę, która pozostawia istotę i  wprowadza elementy lokalne. Jakby nieludzko i niestosownie wyglądali Ghanijczycy uczęstniczący we Mszy np. w rycie trydenckim. Pewno o rozwoju kościoła katolickiego w tym rejonie świata nie byłoby wogóle mowy.  W trakcie Mszy naszą uwage przykuwa ponadto wiele innych elementów. Wśród nich: odpowiedzialni za porządek i organizacje liturgii ludzie przepasani  szarfą z napisem USHER. To oni są odpowiedzialni za zbieranie i przeliczanie tacy, za wskazywanie wchodzącym wolnych miejsc, za procesje z darami ale także, za wpuszczenie po kazaniu do środka kościoła tych wszystkich, którzy się spóźnili. Porządek musi być ! Całkowitą odmiennością okazuje się kolekta. Do specjalnie, dwukrotnie (w czasie ofiarownia i po dziękczynieniu) ustawianych skarbonek podchodzą w tańcu wierni i wrzuacaja ofiary. Pierwsze na potrzeby parafii, a drugie na potrzeby socjalne. Ogromną dojrzałością, ale i miłością jest dzielenie się z innymi nie tym co zbywa. Do skarbonek zawsze podchodzą wszyscy. Inne jest też to, że w trakcie ogłoszeń wierni dowiadują się ile zebrano zarówno w czasie pierwszej jak i drugie kolekty, a podowane kwoty przyjmowane są oklaskami.
Ta niedzielna, poranne Eucharystia dostarcza nam tak wiele wrażeń, że wystarczy nam ich chyba na cały dzień. Po niej wracamy do domu. Ta sama droga, te same wyboje i także te same refleksje. Najgorsze Polskie drogi są luksusem ! Po przjechaniu odrazu udajemy się na śniadanie. Tradycyjnie jest to samo. Jednakże Maria, wolontariuszka z Niemiec, pyta nas czy zjedlibyśmy jajecznice. Na odpowiedź nie trzeba długo czekać. I tak jak szybko odpowiedzieliśmy tak szybko cieszymy się jedząc jajecznicę z cebulą i papryką. Nieby tak mała rzecz, a jednak tak duża radość ! Po śniadaniu tradycyjnie, według kolejności, dwie osoby z naszej grupy  zmywają  naczynia. Inni udają się do pokoi, aby po zażyciu obowiązkowego, antymalarycznego Malarone, udać się na krótki senny odpoczynek, co zgodne jest ze skutkami ubocznymi owego medykamentu. Do obiadu odpoczywamy, czytamy, rozmawiamy.
O 12.30 wraz z całą wspólnotą salezjanów rozpoczynamy lunch. Smakują nam przygotowane: ryż, warzywa, oraz sos rybny. Dobrze nakarmieni krótką chwilę odpoczywamy, aby zaraz potem pojechać do Sunyani. Najpierw docieramy do Katedry. Ta bardzo okazała budowla, znajduje się w ścisłym centrum tego przeszło 200 tys. miasta i z zewnątrz bardzo wyrażnie przypomina budynek kościoła katolickiego. W tym rejonie świata, przy isteniejących na jednej ulicy tak wielu religii i wyznań, jest to bardzo waże. Katedra liczy sobie przeszło 10 lat, może pomięścić przeszło 2000 tysiace wiernych, nosi imię Chrystusa Króla i w swoich podziemiach skrywa ciało pierszego biskupa tutejszej diecezji. Jak się okazuje  był nim bp.Owusu, który w 2001 roku tragicznie zginął w wypadku samochodowym. Sam grób niczym nie przypomina grobów wielkich polaków spoczywających w krypcie wawelskiej, ale jest z kążdej strony, jak i na podłodzie obłożony białymi, świecącyymi, łazienkowymi kafelkami. Tylko napis, przypomina że spoczywa tu biskup, ordynariusz.
Następnie jedziemy do kolejnego domu salezjańskiego. Tym razem jest nim dzieło noszące tytuł BOYS HOME.
Znajduje się ono w zupełnie przeciwległym miejscu jak katedra, przy dwupasmowej obwodnicy od strony wjazdu z Kumasi. Dojeżdżając z głównej drogi, także drogą 1000 dziur, widzimy przed tablice kierunkowe, a dalej wysoki mur oraz bramę wjazdową. Przekracząc te progi całkowicie zostajemy zaskoczeni. Na wielkim placu, na boiskach wśród budynków  Boys Homu biega  ok. 200 dzieci. Grają w piłkę nożną i piłkarzyki, w tenisa stołowego i tenisa ziemnego , tańczą, przeciągaja linę, czy tęz huśtają się bądź kręcą się na karuzeli. Po zatrzymaniu podchodzi do nas jeden z nowicjuszy. Wita i opowiada o tym miejscu. Jak się okaże na codzień mieszka tutaj 52 chłopców ulicy, a w soboty i niedzielę jest organizowane  popołudniowe oratorium. Wśród witających jest także wolontariusz z Chile. Wiemy co nas bardzo cieszy, że kontynuuje on pracę wielu innych rocznych wolontariuszy, do których zaliczyć z dumą możemy także absolwentkę naszego liceum Paulę Łuszczek. Poznając dalej zakamarki tego domu docieramy do 4 sal w których sypia na piętrowych łożkach po kilkunastu chłopców. Choć skromnie to wszedzie jest schludnie i czysto. Kuchnia znajduje się pod gołym niebem. Tradycjne afrykańskie palenisko, trzy kamienie i specjalne garnki widocznie pozwalaja przygotowywać potrzebne posiłki. Na obszarze całego Boys Homu ciągle panuje bardzo radosna atmosfera. W myślach pojawia się "oratorium księdza Bosko". W czasie naszej obecności znajdujemy także czas na przekazanie  przywiezionych piłek. Wszystko co sie tam dzieje,  zostaje zatrzymane, co daje tnam możliwość przed siedzącymi dziećmi na przedstawienia się i ich przekazanie. Dzieci i młodzież w dowód wdzięczności wykonuja dla nas taniec. Jak się okaże już za chwilę staniemy się w meczu drużyn Boys Homu z drużyna Oratorium Odumase świadkami strzelenie przywiezioną przez nas piłką czterech bramek.  To niezmiernie cieszy i każe nam jeszcze raz przywołać w pamięci wszystkich, którzy je ofiarowli. Takie cuda stają się możliwe: piłka z gąbki staję sie piłką wpełni profesjonalną, solidną, dobrą i normalną, staje się radością. Jednak w tym niepokoi nas jeszcze jedno. Piłkarze z dobrą piłka, w przekazywanych  z grupy na grupę strojach piłkarskich, grają w większości bez butów. Czas w Boys Home mija bardzo szybko. Dzieci i młodzież robiąc na nas piorunujące, dobre i pozytywne wrażenie bardzo pozytywnie nastrająja do pracy, którą mamy rozpocząć juz jutro.  Wracamy  do domu.  Pzed kolacją w kaplicy odmawiamy wraz z salezjanami i wolontariuszami nieszpory. Ciągle jest  za co Bogu dziękować !  Kolacja ku naszemu zdziwnieu składa się z makaronu z mięsem i papryka oraz z afrkańskiej pizzy. Pierwsze danie smakuje jak najbardziej, drugie wogóle.  Na zakończenie dnia, tradycjenie siadamy razem, aby podsumować dzień i zaplanować następny. Wiemy, że jutro zacznie się to co salezjańscy wolontarisze lubią najbardziej , czyli praca. Czekamy na nią bardzo bo wiemy, że w niej jest spełninienie i wypełnienie naszej misji.  

                                                                                          xjb


 

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com