SZKOLNY PROJEKT GHANA 2012 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2012-07-18 16:08:43
NASZE SMAKI I BRAKI

Do pracy tym razem wyruszamy punktualnie o godz. 8:00, aby z pogodą ducha wykończyć rozpoczęte poprzedniego dnia zajęcia. W efekcie wszystkie dziewczyny plus Mikołaj zajmują się malowaniem balustrady, a Karol i ks. Jerzy pokrywaniem ścian żółtą farbą przy pomocy wałka zamocowanego do długiego kija. Aby jak najlepiej wykończyć wszystkie detale pani Ania i Sara udają sie do sklepu w celu zakupiania mniejszych pędzli, które wejdą pomiędzy szpary wcześniej wspomnianej balustrady. Czas od rozpoczęcia pracy do zakończenia dłuży mi się niewiarygodnie. Po zakończeniu malowania balustrady o godz. 11.20 część z nas  razem z Marią udaje się do budynku Oratorium, aby posegregować i poustawiać wszystkie gry planszowe, klocki i wszelkie przedmioty, które służą dzieciom do zabawy. Oddajemy ghanijskim pracownikom skończone żółte ściany wewnątrz budynku, pięknie wykończoną balustradę, która szczególnie cieszy nasze oczy, ponieważ część z nas poświęciło temu dziełu całe 2 dni. Już z daleka można dostrzec, że nasza praca znacznie posunęła sie do przodu, ponieważ wszystkie zewnętrzne powierzchnie zostały pomalowane, a w środku zostały nam jedynie pomalowanie farbą olejną dolnej części ścian tzw. lamperie, którymi  zajmiemy się już jutro.  Nadchodzi godz. 12:00, o której jak co dzień udajemy się do domu na pyszny lunch. Z ogromnym apetytem rozkoszujemy się ryżem z sosem, które w szczególności przypominają nam europejskie jedzenie. Wreszcie doczekujemy się czasu wolnego na zebranie sił i odpoczynek przed wyjazdem do dzieci. Trwa on ok. 1,5 godziny. Ten okres większość z nas wykorzystuje na błogi sen, po którym ciężko jest zwlec nam się z łóżek.

O godz. 14.30 wyruszamy z Marią do Oratorium. Po drodze tradycyjnie zabieramu jeszcze kilka osób i po 10 minutach dojeżdżamy na miejsce. Z daleka widzimy, że małych pociech jest dosłownie niewiele. Możemy odetchnąć, kiedy w przeciągu następnych 15 minut dzieci przybywa coraz więcej. Wyjątkowo modlitwa odbywa się przed rozpoczęciem zabaw, co pozwala pełnym energii młodym ludziom usiąść na chwilę i się wyciszyć. Chwilę po zakończeniu podejmujemy z Marią decyzję o nauczeniu małych Bibini tańca belgijskiego, co okazało się dla nas nie lada zadaniem, ponieważ ciężko przychodzilo nam nawet ustawienie ciągle zmieniających miejsce pociech. Po krotkim zaprezentowaniu przez z nas kroków widzimy, że nowe  wydarzenie cieszy się znacznym  zainteresowaniem.  Po kilku próbach możemy już w miarę skladnie zatańczyć taniec od początku do końca. Rezygnujemy ze zmiany partnera z prostego powodu, jakim jest  brak uporządkowania dzieci obawiając się, że mogłyby się za bardzo pogubić. Zmęczeni i szczęśliwi, ale porwani energią dzieci oddajemy się tańcom w rytm puszczanej muzyki. Niektórzy z nas nie potrafią nawet powtórzyć ruchów, jakie pokazują nam osoby na sali. Chłopcy w tym czasie podejmują decyzję zagrania w bardzo popularną tutaj piłkę nożną, która jest strasznie lubiana przez młodych chłopców.  Po godzinie muzyka cichnie, a my razem z dziećmi udajemy się na zewnątrz. W oddali dostrzegamy tańczących i poruszających się w rytmie bębnów ludzi, co bardzo przykuwa naszą uwagę. Udaje nam sie dowiedzieć że jest to cotygodniowe spotkanie CENTRE FOR NATIONAL CULTURE. Obrazek, który widzimy to kilku bębniarzy siedzących i grających pod drzewem i grupa młodych ludzi tańcząca regionalne tańce.  Ćwiczą oni swoje tańce w 3 grupach: juniorzy, dorośli i seniorzy. Troska o folklor i tradycję jest bardzo dobrym przejawem życia tej społeczności.  Zjawisko to jest dla nas bardzo interesujące, ponieważ pierwszy raz widzimy  tego rodzaju występy.

 Do godz. 18.00 spędzamy czas z dziećmi grając, bawiąc się i oddając wszystkim ulubieńcom z  Oratorium. W tym czasie, króreś z dzieci przynosi Sarze odnalezioną gdzies w trawie kopie paszportu, którą rzekomy złodziej wyrzucił ze skradzionego portfela. Po ponownej modlitwie i podziękowaniu Bogu za udany dzień wracamy do domu pick-upem z dużą ilością ludzi na pokładzie samochodu. O 18.30 udajemy się na kolację ze wielkim apetytem. W krótkim czasie z naszych talerzy znika pyszny smażony ryż, łosoś (który smakuje jak makrela) i surówka. Większośc z nas decyduje się na zasłużoną dokładkę. Około godziny 19:00 ksiądz Jerzy woła nas na podsumowanie dnia i modlitwę. Odmawiamy dziesiątkę różańca. Udając się do pokoi z myślą szybkiego wykąpania się i pójścia spać dochodzi do nas wiadomośc że nie ma wody.  Zrezygnowane oznajmujemy tą wiadomość wszystkim. Po chwili Ala mówi: "Szykujcie latarki, bo zaraz prąd odetną". Nie musieliśmy czekać 10 minut, aby to przeczucie się spełniło. Na szczęście woda i prąd zostały włączone, a my spokojne mogłysmy w końcu udać się na spoczynek po dniu pełnym wrażeń.

                                                              Paulina Pańczyk

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com