SZKOLNY PROJEKT MISYJNY – LIBERIA 2014

2014-07-12 10:20:16
DBYC, DRUTY KOLCZASTE I MŁODZIEŻ

Nie brakuje też problemów z nauczycielami – czyli po prostu z animatorami bez wykształcenia pedagogiczno - edukacyjnego, którzy nie pojawiają się na zajęciach. Przez to musimy przejmować funkcję nauczycieli. Nie jest to trudne, ponieważ dzieci nie mają wybitnego programu nauczania. Dodawanie, odejmowanie, czytanie nie sprawia nam problemu. Na marginesie można wspomnieć, że prowadzący zajęcia czasami stosują przemoc i różne inne techniki, które są zakazane w Europie. Są to: pójście do kąta, klęczenie. Na szczęście ksiądz Raphael jest przeciwnikiem tego typu nauczania i stara się z nim walczyć. Po zajęciach standardowo mamy przerwę. Obiad dla dzieci i wolontariuszy nie jest wybitnie wyrafinowany. Ryż i sos rybny o zapachu niezdefiniowanych odstrasza wolontariuszy z Polski i przez to niektórzy z nich wspomagają się gorącymi kubkami. Po obiedzie przychodzi czas na rozwijanie swoich umiejętności, a następnie na gry, zabawy i tańce. Punktem kulminacyjnym dzisiejszego dnia jest zgubienie klucza od pokoju przez chłopców. Mając do dyspozycji dwa, jeden zatrzasnęli w pokoju, a drugi zgubili na terenie ośrodka. Przez tą sytuację została wezwana tutejsza „złota rączka” zwana inaczej majstrem - ślusarzem. Łysy pan ubrany w jasne ubrania, w wieku około 60 lat przynosi ze sobą pęk kluczy, śrubokręt, łom, młotek i telefon z którego podczas pracy wydobywa się klimatyczna liberyjska muzyka. Najpierw fachowiec przy użyciu pęku kluczy próbuje dopasować jakiś klucz do zamka, o dziwo nie udaje mu się pokonać tej blokady. Po godzinie wchodzi z ciężkim sprzętem zwanym łomem. Na początku boimy się, że będziemy spać bez drzwi, jednak majster wciska między framugę i drzwi metalowy przedmiot i dość delikatnie wyłamuje część zamka. Po ponad 5 godzinach chłopcy mogą wrócić do swoich czterech ścian. Po tej nieprzyjemnej sytuacji odbywają się modlitwy i podsumowanie dnia. Wszyscy idą spać przed północą, aczkolwiek jutro mamy wolny dzień i pobudka jest zaplanowana dopiero na godzinę 9.00.

Ośrodek w którym się znajdujemy leży w Matadi. Jest to biedna, slumsowa dzielnica Monrovii. Cały teren otoczony jest murem wysokości 3 metry. Na jego szczycie znajdują się kawałki szkła lub drut kolczasty. Ta pozostałość po wojnie domowej także i teraz daje większe poczucie bezpieczeństwa. Na teren ośrodka Don Bosco Yout Center - DBYC można dostać się przez 3 wejścia. Dwa to bramy, a jedno to zwykła bramka koło boiska która jest zawsze zamknięta. Przy bramie, którą używamy znajduje się budka strażnica w której siedzi pracownik ośrodka. Przez 24 h ochroniarz ten zajmuję się pilnowaniem ośrodka. Charakterystyczne jest to, że zawsze o godz. 18.00 wyprasza wszystkich przebywających. Godzina 18 nie jest przypadkiem, ponieważ o tej porze, w tej części świata robi się całkowicie ciemno. Wszyscy korzystają tylko z jednej bramy, która znajduje się około 200 metrów w bok od głównej asfaltowej drogi. Na bramie znajduje się malowidło św. Jana Bosco i plan dnia dla oratorium. Niestety od głównej ulicy do bramy na ziemi nie ma pięknego asfaltu. Droga dojazdowa to ziemia i dziury, które po deszczu wyglądają jak małe jeziorka. Na terenie należącym do salezjanów znajduje się budynek centralny z kuchnią (ten w którym mieszkamy), kościół bez okien, szkoła bez okien i z kratami w oknach, baraki służące jako klasy dla najmłodszym dzieci, trzy boiska, betonowa wieża ciśnień oraz studnia głębinowa. Jedno z boisk jest piaszczyste, służy do piłki nożnej. Niestety bramki nie są ułożone naprzeciw siebie. Kolejne boisko do koszykówki. Jest ono betonowe i są na nim namalowane wszystkie potrzebne linie do grania. Ostatnie boisko też jest piaszczyste i służy do siatkówki. W niedzielę teren ten staje się parkingiem dla samochodów, które przyjeżdżają na Msze. Niestety tylko boisko do koszykówki ma proste betonowe trybuny. Budynek w którym nocujemy od strony boisk posiada wysokie blaszane zabudowanie. Jest to tak zwana hala. To tutaj codziennie rano rozpoczynamy kolejne dni półkolonii. Ta blaszana dziurawa dobudówka jest też bardzo pomocna podczas opadów, które w porze deszczowej są naprawdę zdradliwe i umieją zepsuć wiele planów. Jak wcześniej wspomniałem kościół nie ma okien, za to są charakterystyczne symetryczne otwory w ścianie, które pomagają w ruchu powietrza.

Podczas jednej z dzisiejszych przerw chłopcy rozmawiają ze sobą i dochodzą do wniosku, że teren ten i zabudowania mogłyby należeć do wojska. Świadczy o tym trzy metrowy mur z drutem kolczastym oraz budki strażnicze. Na tym terenie znajduje się także duży plac, gdzie w centralnym punkcie znajdują się trzy maszty na flagi. Myślimy, że plac ten mógłby służyć do musztry. W naszych wizjach wyjaśnieniem staję się fakt, że Salezjanie na tym terenie są od 1997 roku, zaraz po pierwszej wojnie domowej, a przed drugą wojną domową w Liberii. Kuba Grata

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com