SZKOLNY PROJEKT GHANA 2012 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2011-07-14 06:04:06
PRACA Z PRZERWĄ NA FARMĘ I RZEKĘ / DZISIAJ W RADIO RODZINA RELACJA TEL.

Po chwili przychodzi pozostała część grupy tzn: ksiądz, nasza grupa i 3 księży, którzy nas goszczą. Po śniadaniu chwila odpoczynku i tradycyjnie już do pracy. Wedle wczorajszych ustaleń mam iść malować szopę, która wczoraj zaczęliśmy z Karolem. Schodzę na miejsce zbiórki gotowy do pracy. Niestety nasz wczorajszy plan dotyczący kto i gdzie pracuje ulega małym zmianom tzn . zamiast malować szopę idziemy zeskrobywać farbę w klasie którą odnawiamy. To zadanie zajmuje nam sporo czasu: od 9.00 aż 14.00. W międzyczasie pomagamy dziewczynom tj. drugiej grupie, która przejęła malowanie szopy. Zapomniałem napisać jeszcze, że o godz. 13.00 jemy obiad. Potrzebne jest nam wiele sił. Po jedzeniu i po pracy konieczna kąpiel. Jesteśmy brudni - to widoczny znak i świadectwo naszej zaangażowanej pracy. Po orzeźwiającej kąpieli schodzimy przed dom do dwóch samochodów, którymi mamy dojechać na salezjańską farmę. Czekając na pozostałą część grupy siadam na schodach. W międzyczasie przychodzą dzieci z oratorium, siadają obok mnie i zaczynają się bawić ze sobą niepostrzeżenie zerkając na mnie. Myślę sobie, warto byłoby coś powiedzieć więc wyciągam kartkę ze słowniczkiem polsko-mongolskim i obróciwszy się w stronę grupki dzieci mówię: „Sajn bajn uu” - co w języku polskim znaczy tyle co „dzień dobry”. Jak widzę rozbawia to dzieci, ponieważ mój akcent i sposób wypowiedzianego słowa są mocno niepoprawne. Od całkowitego wyśmiania ratuje mnie nadejście grupy. ”Dzięki Bogu”- pomyślałem. Wraz z nimi wsiadam do jednego z dwóch samochodów i jedziemy już na farmę. Po wyjechaniu z miasta widzimy prawdziwie mongolski krajobraz czyli ciągnące się w nieskończoność stepy, a za nimi góry które zdają się stykać z bezchmurnym niebem. Jest to przecudny widok. Przejeżdżamy przez most, który przecina rzekę. Widzimy w niej kąpiących się mieszkańców naszego tymczasowego miasta. Za mostem widzimy natomiast coś bardzo charakterystycznego dla tego państwa, a mianowicie krowy i konie puszczone swobodnie na stepy. Jak wiemy krów i koni w Mongolii jest blisko 30 mln i są one wpisanym do konstytucji dobrem narodowym. W zestawieniu z 2,5 mln populacją ludzi stanowią one totalną większość i bogactwo. Dojeżdżamy na farmę. Pierwsze co rzuca się w oczy to szklarnie zbudowane z folii. Ktoś z nas to szybko wychwytuje i zmienia nazwę ze szklarni na foliarnię. Ogólnie rzecz biorąc na terenie farmy znajdują się 4 takie „foliarnie”, w których uprawia się warzywa (paprykę, sałatę, melony,pomidory,ogórki). Jak się okazuję foliarnie w tym rejonie świata są koniecznością ponieważ okres wegetacji trwa niespełna 4 miesiące, od czerwca do września. Na terenie famy znajduję się także dom dla rodzimy, która zajmowała się całym dobytkiem oraz kuchnia, a także proste zaplecze sanitarne z prysznicami dla dzieci, które tutaj także pracują. Farma ma również oborę dla 17 krów, których teraz niestety nie ma, ponieważ bydło w okresie letnim znajduje się na pastwiskach. Po zwiedzeniu farmy ksiądz Jerzy „rzuca hasło” - „nad rzekę”. Posłusznie wsiadamy do samochodu i jedziemy nad rzekę, którą już widzieliśmy wcześniej. Rzeka. Płytka, wijąca się zakolonia do 20 m szerokości. Widzimy w niej kąpiących się ludzie którzy zaznają w niej ochłody. Dzisiejsze temperatury sięgają blisko 35 stopni. Jak widzimy do rzeki przychodzi także bydło – jest ona dla nich miejscem wodopoju. Obieramy najkrótszą drogę do brzegu. Przechodząc pod mostem ku naszemu zdziwieniu widzimy pod nim stado młodych krów, które przywłaszczyły sobie ten kawałek mostu wraz z koniecznym dzisiaj cieniem. Dziewczyny robią pamiątkowe zdjęcia krowom i z krowami. Podczas sesji pod most przychodzi jeszcze spragniona cienia samotna klacz, która zostaje po chwili miss zdjęć. Jakieś 3 minuty po przyjściu miss klaczy pojawiają się inne konie i robi się bardzo ciekawie. To dlatego pewnie, że konie próbują wygonić krowy spod mostu. Po powrocie na naszą kwaterę zaczynamy od razu bawić się z dziećmi. Zabawę rozpoczynamy od gry pt . „Pif - paf”, a później jest taniec belgijski i inne zabawy. Zabawy z dziećmi trwają blisko 1,5 godziny. Zbliża się czas mojej wachty w kuchni więc niezauważenie wymykam się z placu zabaw i idę wraz z Karolem i Honoratą robić placki ziemniaczane. Po przygotowaniu jedzenia idę jeszcze nakryć stół. Kolacja wypada świetnie, a upieczone placki wszystkim smakują nad wyraz dobrze. Nawet goszczący nas salezjanie wypytują o przepis. Po kolacji idziemy jeszcze do salezjańskiego kaplicy pomodlić się, a potem robimy odprawę w związku z jutrzejszym dniem ...

                                                                                                                      Joachim Dutkiewicz
 
!!!  DZISIAJ  KS. JERZY NAGRAŁ DLA RADIA RODZINA 92 FM BEZPOŚREDNIĄ - 15 MIN  -RELACJĄ TELEFONICZNĄ. ZAPRASZAMY DO SŁUCHANIA.
 
 
 
 
.
 
 
 

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com