SZKOLNY PROJEKT GHANA 2012 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2011-07-15 17:24:44
PRACA Z KCIUKIEM DO GÓRY

 Dopiero po chwili zaczynamy zajadać się tuńczykiem z konserwy. Celebracje porannej rybki kończymy o 8.30. Zbiegamy, a raczej staczamy się w kierunku naszej łazienki, gdzie po skorzystaniu z porannej toalety zaczynamy wracać do życia. Jednakże po chwili wracamy do naszych śpiworów i ucinamy krótką drzemkę. Akcja powtarza się o godzinie 8.50 kiedy to powinniśmy przygotowywać się do pracy, niestety wciąż leżymy na materacach, a w naszym pokoju ponownie zjawia się ksiądz Jerzy, tym razem wypowiada jedynie krótkie „Zaczynamy!”. Te dwa słowa sprawiają, że w ciągu kolejnych pięciu minut znajdujemy się trzy piętra niżej, zabieramy ze sobą wałki, pędzle, farbę i robocze ubranie. Dzielimy się na dwie grupy – Ja, Joachim i Adrian wychodzimy na zewnątrz zabierając się za boisko i altankę, reszta zajmuje się pracami wykończeniowymi sali, którą remontujemy.

Wspominaliśmy wcześniej, że niektórzy z nas miewają problemy z „nadmierną opalenizną”. Dzisiejsza aura nie pozwalała ani na chwilkę zapomnieć o słonecznych oparzeniach, co dało się wydedukować z obserwacji twarzy (i reszty ciała) osób, które pracowały na zewnątrz. Nie skarżąc się na ból i pieczenie o godzinie 13.00 udajemy się na zasłużoną przerwę – lunch. Posilając się algami, makaronem z mięsem (w Mongolii nie obowiązuje post mięsny), sałatą i ryżem rozmawiamy o dalszej pracy. Wszyscy jednogłośnie stwierdzamy, że musimy dzisiaj dokończyć pracę związaną z malowaniem i wykańczaniem pomieszczenia, którym się zajmujemy. Po posiłku jedynie na moment pojawiam się z Joachimem na zewnątrz, aby dokończyć nasze dzieło. Wchodzę na rusztowanie, ostatni ruch pędzlem, odrywam taśmę, zeskakuje na dół i jestem dumny z naszej pracy – boisko do koszykówki po wielu pracach i estetycznych zabiegach wygląda zdecydowanie lepiej. Przechodząca obok jedna z dziewczyn o imieniu Naomi wykonuje gest podniesionego kciuka, wyrażając zadowolenie z wykonanej przez nas pracy. Powoduje to uśmiech również na naszych twarzach. Po wysprzątaniu rusztowania kierujemy nasz wzrok w kierunku okna, na którym stoi ksiądz Jerzy i Manuela. Bez namysłu i komentarza idziemy do klasy. Wraz z męską częścią drużyny zajmuje się malowaniem kaloryferów, a po chwili przystępuje do pokrywania farbą parapetów i okiennych wnęk. Pracę kończymy dopiero o godzinie 16.15, czyli przeszło trzy godziny po umówionym czasie. Dzięki naszej determinacji udaje się wykonać zamierzony podczas lunchu plan. Dzisiejsze zajęcia - szczególnie obfite w gładzenie ścian i malowanie sprawiły, że nasze ciała pokryły się wielobarwnymi plamami, które stały się wyjątkowo uciążliwe w momencie, gdy chcieliśmy się ich pozbyć. Po odnalezieniu rozpuszczalnika staramy się bez większego powodzenia usunąć zaplamienia. O godzinie 16.30 skończywszy „kąpiel” w chemicznym roztworze udajemy się pod prysznic, w międzyczasie zalewamy wodą „chińskie zupki”, które połykamy z wielką radością. Około 17.00 pomimo wyjątkowego zmęczenia wychodzimy na boisko z myślą o przeprowadzeniu kolejnych zajęć dla dzieci. Niestety, ku naszemu niezadowoleniu okazuje się, że w tym czasie dzieci biorą już udział w zajęciach oratorium. Punktualnie o 18.00 rozpoczynamy Eucharystię kaplicy. Piękny śpiew dzieci i dźwięk mongolskich organów wprawia nas w wyjątkową atmosferę, która pozwala chociaż na moment zapomnieć o niesamowicie uciążliwej barierze językowej. Po Mszy dzieci wraz ze wszystkimi odmawiają jeszcze, zgodnie z tradycją salezjańską, nowennę do Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych.

Po Mszy Świętej udajemy się szybkim krokiem do jadalni, gdzie czeka nas pyszna kolacja. Przygotowane przez Gosię i Adriana naleśniki z dżemem zapełniają nasze żołądki po brzegi. Po wieczornej modlitwie idziemy na „podsumowanie dnia” do pokoju księdza Jerzego. Ustalając plan działania na kolejny dzień i dyskutując o owocach naszej pracy, pozbywamy się również różnic między nami, które wynikają z naszych dobrych chęci choć odmiennych wizji ich realizacji. Do śpiwora kładę się z nieco poplamioną twarzą, zmęczonymi dłońmi i poparzonymi łydkami, ale przed oczami mam obraz uradowanej Naomi – dziewczynki, która poprzez ogromny uśmiech na twarzy i podniesienie kciuka dała mi do zrozumienia, że moja praca jest doceniona i co więcej – powoduje zadowolenie.
 
                                                                                               Karol Kotowicz
 
 
 

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com