SZKOLNY PROJEKT GHANA 2012 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2011-07-18 04:02:07
SIOSTRY, JURTA I POŻEGNANIE Z ŁEZKĄ W OKU

Gdy kończy się Msza oczekuje na nas jedna z dziewczynek o imieniu Anna, która dla każdego przyszykowała paczuszkę z różańcem oraz obrazkiem podpisanym jej imieniem. Po Mszy także wszyscy uczestnicy liturgii gromadzą się w przyległej sali gdzie można się napić herbaty oraz zjeść specjalnie upieczone suche ciasteczka. Ludzie rozmawiają ze sobą, śmieją się i są jeszcze przez kilka chwil razem. Wśród nich jest także jeden Francuz, który jak się okazuję pracuje w Mongolii od 6 lat i zajmuję się internetem. Jak mówi raz w miesiącu przyjeżdża do salezjanów z odległego regionu na niedzielą Eucharystię. Oczywiście po Mszy nie może zabraknąć też naszych zabaw z dziećmi. Do obiadu mamy jeszcze godzinę tak więc pośród uśmiechów pojawiają się znane i lubiane gry.

Obiad przygotowany przez zatrudnianą przez salezjanów kucharkę bardzo nam smakuje. Jemy zupę warzywną, którą tutaj co ciekawe je się jako drugie danie, a przed nią tradycyjny ryż, gulasz z mięsa baraniego oraz makaron z warzywami. Wszyscy najadamy się do syta. Następnie udajemy się do domu sióstr Matki Teresy z Kalkuty. Siostry poznaliśmy już wcześniej, gdy codziennie uczestniczyły u salezjanów na Mszę. Jednak dopiero teraz dowiadujemy się, że przychodzą do nich dzieci z biednych rodzin, które niekiedy tylko tam mogą otrzymać ciepły posiłek, pomoc w lekcjach czy schronienie w czasie mroźnych zim. Dzieci przychodzą zarówno przed jak i popołudniu. W ciągu roku pracuje w tym domu 4 siostry. Zaraz po spotkaniu z siostrami udajemy się do prawdziwej mongolskiej jurty, po której smak pewnie czuje jeszcze każdy z nas. Jest piękna, kolorowa. Zgodnie z tradycją trzeba potknąć się na progu oraz zjeść i wypić wszystko czym zostaliśmy ugoszczeni. O ile jeszcze pierwszy warunek spełniliśmy o tyle drugi jest bardzo trudny do wykonania. Gospodyni jurty uraczyła: nas tradycyjną soloną herbatą zwaną tutaj suute caj* podając ją w garnuszkach, ususzonym serem (twardym jak kamień) zwanym aarul**, oraz specyficznie smakującym masłem zwanym urum*** jak i czymś w rodzaju biszkoptów nazwanych gambira****. Wypicie herbaty staje się ogromnym wyzwaniem. Niektórzy z nas opracow taują specjalą taktykę picia „na raz”, inni postanawiają sączyć pomału. Jednak jakby nie patrzeć tylko niewielu z nas wypija ten eliksir do końca. Kolejnym etapem naszego jedzenia jest aarul, który prawie wszyscy pochowali po kieszeniach. Na koniec pozostają nam gambira namaczane w urum, na które po wcześniejszych doświadczeniach zdecydowało się bardzo niewiele osób. Zaraz po suute caj w jurcie udajemy się na lokalny bazar, gdzie każdy z nas może kupić pamiątki, zimną Coca-Colę, czy okulary przeciwsłoneczne w korzystnej cenie. Jednak czas szybko leci na zegarkach wybiła 15.30, więc pędzimy do Don Bosko Center, gdzie czekają już na nas dzieci, z którymi umówiliśmy się na pożegnalne spotkanie. Uroczystość rozpoczynamy, krótką prezentacja o naszym rodzinnym mieście, następnie przechodzimy do występów, które rozpoczynamy piosenką „Gdy na morzu wielka burza”, potem występuje zespół tańczących dziewczynek, a na koniec prezentują się starsze panie śpiewające mongolską kołysankę. Żeby tradycji stało się zadość tańczymy belgijskiego oraz brazylijskiego, które to dzieci znają już na pamięć i które sprawiają im wiele radości. Na koniec każde dziecko dostaje drobną nagrodę, ksiądz Paul koszulkę z napisem Polska a także 6 piłek do wykorzystania w oratorium. Robimy wspólne pamiątkowe zdjęcie. Z kręcącą się łezką w oku żegnamy się z dziećmi, które przez miniony tydzień dostarczyły nam mnóstwo radości.

Przed nami wspólna modlitwa z dziećmi w czasie tradycyjnego, coniedzielnego nabożeństwa Adoracji Najświętszego Sakramentu. Potem kolacja i podsumowanie dnia oraz naszego pobytu w Darhanie. Nasza misja w Darhanie dobiegła do końca. Przed nami Ułan Bator. Miejmy nadzieję, że także i tam pozostawimy wiele dobra i miłości i że także tam doświadczymy niepowtarzalnego uroku ludzi mongolskiej krainy.
 
                                                                                                                                                        Marta Szewczyszyn
 
* Suute caj - to mongolska wersja herbaty, której smak jest zupełnie inny od znanych na Zachodzie herbat. Wywar sporządza się z mieszanki ziół zebranych na stepie, a wobec wielkości panstwa w różnych regionach są to inne rośliny. Pije się ją z dodatkiem tłustego mleka (koziego krowiego, lub wielbłądziego) i szczyptą soli (!). Zimą natomiast jest to wersja bardziej kaloryczna i dodaje się wówczas odrobinę masła oraz krwi. Suute-caj jest przyrządzane w natępujący sposób: do dużego naczynia, przypominającego miednicę wlewa się w równych proporcjach wodę i mleko, które doprowadza się do wrzenia. Dodaje się odrobinę soli, a gdy całość zaczyna się gotować, wrzuca do środka garść wysuszonych ziół i przykrywa naczynie w celu zaparzenia. Po chwili herbata jest gotowa do spożycia i można rozlać ją do mniejszych miseczek
 
** Aarul - to zsiadłe mleko, odwodnione i suszone na słońcu. Aarul nie starzeje się i nie psuje, a jedynie z biegiem czasu coraz bardziej twardnieje. Dorośli uwielbiają ssać ten przysmak, a dzieciaki przepadają za nim z dodatkiem cukru
 
*** Urum - czyli mongolskie masło. Gotujące się mleko jest rozbełtywane, aż na jego powierzchni utworzy się kożuch, który jest zdejmowany, studzony i suszony. Częstuje się nim gości odwiedzających jurtę. Spożywa się je bez dodatków, bądź z wysuszonym serem albo twarogiem. Można je również dodać do herbaty
 
**** Gambira - mongolskie ciasteczka smażone na maśle
 
 
 
 
 
 

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com