SZKOLNY PROJEKT GHANA 2012 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2011-07-23 17:11:18
POLSKI AKCENT

Wynosimy je w bezpieczne miejsce. Następnie do ściany budynku przytwierdzamy linę holowniczą, która połączone z samochodem pozwalają nam wyrwać drewniane fundamenty zachodniej ściany. W trzasku pękających desek i huku opadającej szopy Adrian i Gosia przygotowują dla nas lunch, który zjadamy około 13:30. Jemy kanapki. Po krótkiej przerwie zabieramy się do sprzątania powalonej ściany – rozłączania jej poszczególnych części i wyrywania pozostałych desek. Około 14:00 ksiądz Dyrektor razem z mongolskim pomocnikiem Gagą wybierają się do tłumaczki, która od wczoraj pracowała nad naszymi „kłopotliwymi” dokumentami powiązanymi z wyrabianiem powrotnych wiz. Od kilku dni, za każdym razem kiedy słyszę słowo „wiza” moje serce zaczyna bić mocniej. Mongolia to piękny i wspaniały kraj, ale nie jestem pewien czy chciałbym zostać w nim dłużej niż planowany termin naszej misji. Jak się okazuje, opowiada potem ks. Jerzy, tłumaczenie 3 kartek kosztowało nie jak mówiono dzień wcześniej 20000 tugrik, ale 30000. Jak tłumaczy właścicielka biuro cena ta powstała ze względu na tłumaczenie najpierw polskiego tekstu na mongolski, a potem dopiero na rosyjski. Najważniejsze, że już rosyjski urzędnik będzie mógł się wczytać we wszystko i miejmy nadzieję to go zadowoli. O godzinie 14:40 po zakończeniu dzisiejszej pracy wraz z księdzem Wiktorem wyruszamy do naszego Salezjańskiego Domu, gdzie zażywamy krótkiej kąpieli. O 15:50 pakujemy się do naszego busa i wyjeżdżamy do zaprzyjaźnionej polskiej rodziny misjonarzy, którzy zaprosili nas na spotkanie i mały poczęstunek. Rafał i Gosia opowiadają nam o ciekawych zagadnieniach związanych z ich pracą w Ułan Bator. Odpowiadają nam na wnikliwe pytania i dają możliwość zaznania prawdziwej rozkoszy. Małgorzata na samym początku rozmowy kładzie na stole prawdziwą, pachnącą i niesamowicie kuszącą - polską babkę. Jednak już chwilę okazuje się że zostaję także dołożone ciasto z czekoladą i bananami zwane „bananowcem” oraz czekoladowe kulki. Każdy z nas niemal natychmiast chwyta za talerzyk i rozpoczynamy celebrację smakowitego ciasta. Przesmaczne ciasta popijamy coca-colą z lodem oraz innymi napojami. Po dłuższej rozmowie, Rafał (mimo starszego wieku proszono nas o zwracanie się po imieniu) zabiera nas do nowo powstałego kościoła, będącego centrum parafii p.w Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Piękne wnętrze kościoła zostało zaprojektowane, wyposażone i zbudowane dzięki pracy i dobroci tutejszych parafian oraz hojności darczyńców i misjonarzy zwłaszcza z Korei. W tym samym budynku zaaranżowano ponad kilkanaście pomieszczeń wykorzystywanych jako sale katechetyczne, pokoje dla misjonarzy i przyjezdnych gości. Odwiedziliśmy również miejsca, które służą jako oratorium i miejsce noclegu. Ponad 150-cio osobowe duszpasterstwo działa bardzo prężnie jak na mongolskie warunki rozwoju kościoła katolickiego. Rodzina państwa Solskich składa się z trzech osób – półtorarocznej Hani, siedmioletniego Zbyszka oraz oczekiwanego kolejnego dziecka, które znajduje się pod sercem Małgosi. Poza tym polskie misyjne małżeństwo zdecydowało się na adopcję trójki mongolskich dzieci. Cała gromadka wraz z rodzicami stanowi wspaniałą i przykładną rodzdinę, w której panuje prawdziwie polsko-mongolska atmosfera - ich pociechy posługują się w obydwoma językami. Bez żadnych barier rozmawiam z małymi Mongołami o ich zainteresowaniach – między innymi o piłce nożnej. Po półtoragodzinnym spotkaniu i chwili zabaw z dziećmi, żegnamy się z cała rodziną i wracamy do naszego domu. O 20.15 wybieram się wraz z księdzem Jerzym do pobliskiego sklepu po pieczywo na jutrzejsze śniadanie. W powietrzu wisi gęsta kurzowa mgła, która przy dużym wietrze bardzo utrudnia spacer w Ułan Bator. Wielu mieszkańców tego miasta nosi maski i chusty na twarzach, aby zminimalizować szkodliwości wynikające z wdychania niesamowicie zakurzonego powietrza. Brak kanalizacji i studzienek (do których wpływałyby wraz z deszczem piach i pył) zaskakuje nawet w stolicy Mongolii. Szybkim krokiem wracamy z nieco przykurzonymi zakupami do naszego ośrodka. Punkt 20.40 rozpoczynamy kolację, przygotowana przez dzisiejszych dyżurnych. Pyszne placki ziemniaczane oraz pomidorowa na baraninie z lanymi kluskami pozwalają na moment wrócić myślami do polskiego, domowego klimatu, za którym coraz bardziej tęsknimy. Jutro niedziela – dzień odpoczynku oraz oczekiwany przez nas dzień wycieczki do Parku Narodowego Gorchi – Tereldż.

                                                                                 Karol Kotowicz
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com