SZKOLNY PROJEKT GHANA 2012 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2011-07-24 19:32:29
POCZUĆ MONGOLSKĄ WOLNOŚĆ...

Niby nic nowego, a jednak bardzo dużo mówiące. Brakowało mi już takiej homilii. Na mszy było czterech księży. Z Kamerunu, Filipin i księża Wiktor i Jerzy. Zostaliśmy bardzo ciepło przywitani. Po Mszy zostajemy jeszcze na kawie i ciastku, dzięki czemu możemy porozmawiać chwilkę z pracującymi tutaj siostrami i księżmi. Dzieciaki z naszej placówki idą na późniejszą godzinę do kościoła (10.30). Na Mszę w języku mongolskim. Z tego względu nasz wyjazd troszkę się przesuwa. O 11.30 wszyscy wpakowujemy się do autobusu szkolnego i wyruszamy na naszą całodniową wycieczkę do narodowego parku- Gorchi-Tereldż, oddalonego od Ulan Bator o 40 kilometrów. Zanim jednak dojedziemy, krótki postój na zakupy i w drogę. W szybach przelatują nam niezmierzone, zielone stepy mongolskie, gdzie nie gdzie widać stada kóz, krów, koni. Czasem trzeba zwolnić z powodu dziur na drodze lub zwierząt, które urządzają sobie przechadzkę asfaltową drogą. Jedziemy jeszcze kawałek i stop. Silnik się zagotował, krótki postój, sesja zdjęciowa. Dzieci łapią koniki polne, a raczej stepowe, ganiają się. Natomiast panowie mężnie stawiają czoła przeciwnościom. Dziesięć minut i możemy jechać dalej. Przejeżdżamy kilka kilometrów i trzeba zapłacić za drogę. Tak drogi w Mongolii również są płatne, a ich stan pozostawia dużo do życzenia (drodzy kierowcy nie ma co narzekać na stan polskich dróg:)). Jeszcze kilka przystanków, wrzącą w chłodnicy wodą i dojeżdżamy do bramki – oplata za wjazd do parku i chwilę potem możemy podziwiać piękne widoki. Opłata za wjazd do Parku Narodowego od cudzoziemca ma wynieść 30000 tugrików. Jednakże słowa wypowiedziane do strażnika „wycieczka dzieci z sierocińca” pozwalają wszystkim wjechać za darmo. Pierwsza atrakcja jaka nas czeka to skala żółwia, do której dochodzimy mijając krowy i samochody. Początkowo ciężko jest nam dostrzec żółwia w żółwiu, ale z chwilą jak się zbliżamy podobieństwo jest coraz bardziej zauważalne. A teraz wyzwanie przed nami – musimy wejść do wnętrza... Robimy zdjęcia i schodzimy na dół, by zjeść kanapki i przejechać się konno. Niestety nie możemy wypożyczyć koni na całą godzinę (5000 T), dane nam jest tylko przejechać do jurty ( jakiś 1 km). Z tej przyjemności nie korzysta jedynie Marta i Honorata oraz nasz mały towarzysz pracy Mangal (lub Mangaz – potwór).Zbieramy swoje manatki i według zarządzenia Father'a Andy'ego: „We go to the river”, by tam zostać przemoczonym przez księdza Wiktora i dzieciaki.Jeszcze tylko kilka zdjęć, płoszymy stado kóz i możemy udać się w podróż powrotną, która przebiega bez problemów i bez postojów. Na ukoronowanie już w Domu Salezjańskim podajemy bigos, dzieło Honoraty , Marty, Grety i Oli. Jeszcze tylko pozmywać naczynia i można brać się do spisywania naszych wrażeń. Część do dziennika, część do własnych zeszytów i jeszcze jedna część zostanie dla nas w naszych sercach i głowach będzie po prostu nasza nie ocenzurowana. Tak jak chcemy ją pamiętać. Kończąc życzę wam dobrej nocy, chodź wiem, ze u was dopiero 18.00, u nas za 17 minut będzie nowy dzień. Dzień pracy po tak przyjemnym odpoczynku...

                                                                             Manuela
 
 
 
 
 
 
 

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com