SZKOLNY PROJEKT GHANA 2012 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2011-07-25 19:33:48
OSZUSTWA WIZOWO – FINANSOWE

Lecz na dole czekało na nas swoiste zaskoczenie. W korytarzu stało dwóch mężczyzn, pierwszy wysoki na 2 metry, z kitką, „na oko” około trzydziestki i bardzo dobrze zbudowany, oraz drugi, koło czterdziestki, łysy, nieco niższy, ale zaliczający się do wysokich, z kilkudniowym zarostem. Okazało się, że są to Polacy z Zamościa, którzy goszczą już u księdza Wiktora po raz drugi. Opowiadają, że w zeszłym roku przyjechali z Polski do Mongolii na motorach, które tutaj zostawili. W tym roku przylecieli już samolotem, lecz nie porzucają dwukołowców. Planują na swych jednośladach powrócił do Polski. Opowiadają o swoich planach z wielką pasją, a historie, które ich spotkały w czasie poprzednich podróży śmiało mogłyby zainspirować nie jednego pisarza. W drodze do pracy zatrzymujemy się w sklepie, w którym kupujemy ciastka i picie. Za wybrane produkty płacimy oczywiście pieniędzmi. Mongolskie pieniądze to Tugriki. Jedna złotówka jest warta ok 400 tugrików, dlatego ceny np. Coca-Coli, za którą trzeba zapłacić w zależności od sklepu ok 1200 tugrików, z początku były dla nas bardzo mylące. Wszystkie pieniądze są papierowe, nie występuje w ogóle bilon. Największy nominał to 20 tys tugrików, a najmniejszy to 20 tugrików. Banknoty o większym nominale, to jest 20 tys, 10 tys, 5 tys, 1tys i 500 tugrików ozdobione są wizerunkiem największego z Mongołów, Czingis Chana. Natomiast banknoty o drobniejszym nominale zdobi wizerunek komunistycznego rewolucjonisty Suchego Batora. Przy tej okazji warto podzielić się naszym doświadczeniem z wymianą pieniędzy. A mianowicie na pewno nie warto to czynić zaraz po przekroczeniu granicy z Rosją. Tam ludzie będący „chodzącymi bankami” (całkowity brak kantorów) wymieniali nam za 100 euro zaledwie 14 tys. tugrików. W Ułan Bator kwota ta wzrastała aż do prawie 18 tys. tugrików. W Ułan Bator polecamy wymianę w budynku poczty, zaraz przy placu Suchego Batora. Dzisiaj w pracy również towarzyszyli na podopieczni ks. Wiktora, lecz był to pechowy dzień dla łobuzerskiego Mangasa, który aż trzykrotnie wbił sobie wystający gwóźdź w stopę, za każdym razem bardzo się krzywiąc i krzycząc gdy miał przemywaną ranę spirytusem. . Funkcję jego osobistej sanitariuszki przejęła Marta, której młody Mangas wyznał, że byłaby dla niego idealną żoną. Ta chyba nie skorzysta z jego propozycjo. Dziś zajęliśmy się dalszym rozbijaniem listew ze ścian stajni, oraz demontowaniem dachu z ostatniej, trzeciej już części czyli znad tak zwanego „kuproom'u”. Kuproom, to pomieszczenie, wewnątrz stodoły, w którym niegdyś mieszkały zwierzęta, krowy i świnie. Ta robocza nazwa tego pomieszczenia wzięła się od specyficznego zapachu jaki w nim panuje, który pozostał jeszcze po przednich mieszkańcach. Jaki to zapach? Tego już można się domyśleć. Jednak kuproom, ma też swoje pozytywne strony, jest w nim wyjątkowo chłodno, więc można się tam schować przed upalnym słońcem. Praca idzie nam dzisiaj bardzo szybko i bardzo wiele robimy. Jednak od godziny 13.00 nasza grupa pracuje w osłabionym składzie. Ja, Greta, Karol oraz ksiądz dyrektor i Dżaga, który pełnił funkcję naszego kierowcy jedziemy stoczyć ostatni jak się okazało bój o wizy rosyjskie. Uzbrojeni we wszystkie możliwe dokumenty, przetłumaczone na wszystkie język rosyjski stawiamy się za kwadrans druga przed bramą ambasady, przed którą ustawia się już długa kolejka, głównie Francuzów. Po prawie pół godzinie czekania w kolejce udaje nam się w końcu dostać przed oblicze urzędnika rosyjskiego, od którego „widzimisię”, jak się okazuje, zależy przyznanie wizy. Dzisiaj pracuje inny urzędnik niż poprzednio i wszystkie dodatkowe dokumenty, z których załatwieniem mieliśmy tyle problemów, nagle stały się w ogóle niepotrzebne. Rodzi się w nas pytanie po zeszłotygodniowemu urzędnikowi były potrzebne: tłumaczenia na język rosyjski zgód rodziców na wyjazd niepełnoletnich, potwierdzenie notariusza mongolskiego, zgoda mongolskiego MSZ oraz zgoda Ambasadora Rosji. Tym razem jak się okazało wystarczyły tylko paszporty i wnioski wizowe. Nasze wnioski zostają przyjęte, a w piątek mamy się stawić wszyscy w Ambasadzie Federacji Rosyjskiej, mamy nadzieję po raz ostatni, po odbiór naszych wiz. Udało się ! Teraz już mamy pewność, że będziemy mogli wrócić do Polski w takim samym składzie, w jakim z niej wyjechaliśmy. Po załatwieniu sprawy wiz, udajemy się do pobliskiej poczty, aby wymienić tam pieniądze na mongolskie tugriki i idziemy coś zjeść. Koło miejsca, w którym stai nasz samochód znajduje się knajpka, w której serwowane są tradycyjne mongolskie potrawy. Po mongolskim posiłku wracamy do naszego „domu” i czekamy na resztę grupy. Po godzinnej przerwie na prysznic i krótkim odpoczynku udajemy się na kolacje przygotowaną przez mongolską kucharkę, która serwuje nam ryż z mięsnym sosem i bardzo smaczną surówkę. Dzień dobiegał już do końca. O 21.00 mamy jeszcze Msza Święta, po której wszyscy szybko idziemy spać. Jesteśmy zmęczeni ciągłą pracą i wczesnym wstawaniem.

 
                                                                                                          Adrian Kowalczyk
 
 
 
 
 
 
 

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com