SZKOLNY PROJEKT SYBERIA 2013 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2013-07-18 06:10:08
DO CERKOWKI

O 8.20 wszyscy są już w pojeździe [bus 20 osobowy marki mercedes], który zawiezie nas na miejsce kolejnej przygody. Jedziemy! Wystarczy krótka chwila, aby wszyscy posnęli po uprzednim dniu ciężkiej pracy. Mijamy wiele pięknuych widoków, a także most na rzece Katuń. Szerokość rzeki zdecydowanie przewyższa szerokość Wisły, czy Odry. Po ok. godzinie jazdy budzimy się już na miejscu w Białokurysze, 60 km od Bijska. Wychodząc z busa widzimy piękny górski krajobraz. Dowiadujemy się, że jest to przedgórze Ałtajskie, które wznosi się na 1100 m n.p.m . Najwyższy szczyt ma taką samą nazwę jak miejscowość do któej przyjechaliśy. Nieświadomi tego co nas czeka, pełni nadziei i wiary idziemy do góry wyznaczonym szlakiem. Ścieżka jest dość szeroka i wilgotna, w zacienionym lesie są jeszcze ślady wczorajszej ulewy. Rzeka wzdłuż której idziemy jest także dlatego bardzo mętna. Mijamy pięknie rzeźbione łąwki. Misie, sarenki stanowią ich wyjątkowy element. Jest tak dlaego, ponieważ rejon w którym zatrzymał się nasz bus to sanatorium dla dzieci. W naszej wędrówce prym wiodą Agata i Adam, którzy znaczenie oddalają się w przód przed grupę. Dochodząc do małej rzeczki droga rozdziela się na trzy inne. Na dwóch widzimy znaki zakazu wstępu. W związku z tym nasz szlak prowadzi przez ledwie dostrzegalną dróżkę w prawo. ‘’Wracajcie” – krzyczy ks. Jerzy do dwójki naszych kolegów, którzy niestety nic nie słyszą. Jak się okazuje Agada i Adam poszli razem dalej zakazaną drogą. Nad strumieniem dostrzegamy drewnianą altanę z której jest bardzo dobra widoczność i postanawiamy poczekać tam do ich powrotu, ponieważ mamy nadzieję, że w końcu się zorientują, iż zostawili nas w tyle. Wielokrotnie ich wołamy i dzwonimy, ale nikt niestety się nie odzywa, ani nie odbiera telefonu. Kończą nam się pomysły, co moglibyśmy jeszcze zrobić, aby nasze zguby szybciej się znalazły. Po ponad godzinie czekania postanawiamy zostawić list na skale koło rzeki z rysunkiem w ramach orientacyjnej mapki i następującą treścią: ‘’Czekaliśmy na Was godzinę, poszliśmy ścieżką w górę w stronę Cerkowki, nie przechodząc przez rzekę”. Po 5 minutach idziemy ścieżką w górę, dochodząc do skał widokowych. Jednakżę decyzja księdza jest jednoznaczna: „Wracamy do busa tą samą drogą”. Podczas schodzenia słyszymy radosne okrzyki grupy: „Znaleźli się!”. Już po chwili dostrzegamy Agatę i Adama całych i zdrowych podążających w naszym kierunku. Okazuje się, że zguby zawędrowały wspólnie spory kawałek drogi przedzierając się wzdłuż rzeki przez ponad dwumetrowe krzaki, to tłumaczy mokre spodnie i buty tej dwójki. Z ulgą zawracamy na szlak podążając wcześniej obraną drogą w stronę naszego celu, jakim jest Cerkowka. Jak mówi legenda, każdy kto tam dotrze i pomyśli życzenie ma pewność, że się ono spełni. W pewnym momencie ścieżka prowadzi nas przez zarośla. Wszystkim dokucza zmęcznie i chwile słabości, ponieważ nachylenie szczytu jest dosyć strome niczym czarny szlak. Poza tym nie mamy pewności czy dobrze idziemy, ponieważ nigdzie nie możemy dostrzec wydeptanej przez turystów ścieżki. „To jest Rosja!” – słychać komentarze uczestników wyprawy. Po ok. 2 godzinach ciężkiej wspinaczki w końcu naszym oczom ukazuje się długo oczekiwana ścieżka, a w oddali widzimy cel naszej wędrówki. Zmęczeni, ale szczęśliwi dochodzimy do symbolicznych kamieni w kształcie cerkwi, na której faktycznie ktoś postawił prowosławny krzyż. Cała nasza droga liczyła 6,7 km. Po chwili odpoczynku, zregenerowaniu sił i zrobieniu wspólnego zdjęcia idziemy krótki odcinek na szczyt Białokurychy. Jest tam wyciąg narciarskie. W tym miejscu jemy pyszne kanapki, a część z nas zaopatruje się w zimne napoje po horrendalnych cenach. Dowiadujemy się, że zjazd wyciągiem w dół kosztuje 150 rubli (ok. 15 zł). Po wcześniejszych ustaleniach schodzimy wzdłuż wyciągu do miasta, gdzie jesteśmy umówieni z panem Wiktorem – kierowcą busa. Niektórzy nasi koledzy mają problem z zejściem z tak stromego zbocza przez m.in. lęk wysokości i nieodpowiednie obuwie. Po godzinie jesteśmy już w busie, w którym wszyscy natychmiast „odpływają w objęcia Orfeusza”. Ok. godz. 17.00 dojeżdżamy do miejsca naszego pobytu. Wykończeni ciężką wędrówką jesteśmy bardzo szczęśliwi, czujemy satysfakcję i radość, że udało nam się wejść tak wysoko. „Sprawdźcie czy nie macie kleszczy” – słyszymy rady księdza. Idąc za ciosem nasza koleżanka Agata dostrzega w swoim ramieniu wbitego już kleszcza. Spanikowana zaczyna krzyczeć. Jej dramat dostrzega większość naszej grupy, która zaczyna reagować. Na pomoc przychodzi siostra Maria - Austriaczka, która jest opiekunką grupy rosyjskich dziewcząt. Z wielkim zaangażowaniem i profesjonalnym sprzętem wyjmuje małe – duże stworzonko z ramienia Agaty. Pozostał cześć naszej grupy nie swierdza u siebie obecności małego intruza. O godz. 18.00 jemy pyszną kolację, której głównym daniem jest barszcz czerwony od koreańskich sióstr, sałatka i twarożek. Po zakończeniu jedzenia podsumowujemy dzień wyznaczając karę dla naszych zgub. Muszą przez 2 dni zmywać naczynia po posiłkach i myć podłogi. Ksiaż Jerzy stwierza, że dzisiejsza wpinaszczka basrdzo wyraźnie pokazała nasze charaktery i dziękuję za, mimo wszystko, zdyscyplinowane i mężne wędrowanie. O 19.45 idziemy na zaplanowaną Mszę świętą, którą odprawia nasz ksiądz Jerzy. Po powrocie do naszego domku od razu ustawia się długa kolejka do bani. Po dniu pełnym wrażeń zasypiamy w naszych śpiworach i regenerujemy siły na kolejny dzień pracy.

Paulina Pańczyk

 
 
 
 

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com