SZKOLNY PROJEKT GHANA 2006 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2006-07-21 15:55:00
WORK AND ANJOY!!!

Tak oto wstaje nowy dzień, a my zaraz chwile po nim. Godzina 7.30, Po śniadaniu pojechaliśmy wszyscy do pracy na budowę, do znanej nam już wioski Adenti. Zostaliśmy gorąco powitani przez dzieci, ale czekała nas ciężka praca przy budowie hali. Każdy z nas został przydzielony do różnych robót: jedni malowali smarem deski, inni przenosili, chłopcy na czele z ks. Jerzym wozili taczkami cement, nosili pustaki, a jeszcze inni ponownie mieszali zaprawe. Każdy z nas miał pełne ręce roboty. Podczas wytężonej pracy miejscowi budowlańcy starali się nauczyć nas swojego dialektu – „TWI”. „Łat de sej (fon)” oznacza jak się masz, „ej je(fon)” - dobrze. Po 3 godzinach, zmęczeni musieliśmy opuścić teren budowy i udać się na obiad. Podczas podróży samochodem naszły nas myśli, że przecież to wszystko wykonywane jest rękoma i że gdyby tak u nas mieli budować nasza Galerie Dominikańską, to ile musiało by to trwać i ile ludzi było by potrzebnych do tego. A tu garstka osób musi wybudować dość spory budynek. Ciężka praca jednak nie dała się we znaki, gdyż po 2 godzinach większość z nas była gotowa na zabawę z dziećmi w Oratorium.
Ja pojechałam do Odomasi razem z Fabiolą, dzieci które przebywają w tamtejszym Oratorium znają nas już bardzo dobrze, znają nasze zabawy i co mnie milo zaskoczyło, niektóre z nich pytały się dlaczego niebyło mnie dnia poprzedniego.
W Oratoriach są dzieci, które pragną miłości, które potrzebują ciepła, zainteresowania.
Gdy tylko wysiadłyśmy z auta usłyszałyśmy radosne: HALLO FA BIO LA!!! KASZIA!!
Jest to bardzo miłe i sprawia, że jeszcze bardziej chce się być z tymi maluchami, chce się im urozmaicić ich wolny czas. Na samym początku dzisiejszej wizyty w Odomasi podeszła do mnie i do Fabioli grupka dzieciaków. Była wśród nich może 5-letnia dziewczynka z niedbale założoną sukieneczką. Trzymała za rączkę swoją 3-letnia siostrzyczkę. Podeszłam do dziewczynek i poprawiłam starszej ubranko. Dziewczynki nie opuściły mnie do końca naszej pracy. Mniejsza nie schodziła mi z rąk, a starsza nie puściła mojej ręki. Mimo, że nie znały angielskiego to i tak bardzo milo spędziłyśmy czas, gdyż zawsze było jakieś dziecko które tłumaczyło z angielskiego na „Twi”.
Zmęczeni pracą na budowie oraz zabawą z dziećmi wróciliśmy na kolacje do domu. Modlitwy wieczorne, spotkanie w grupie, podsumowanie dnia i sen. Sen tak bardzo nam potrzebny, by jutro znowu realizować misję naszej wyprawy.

Kolejne strony:  1   2   3   4   5   6   7   8

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com