SZKOLNY PROJEKT GHANA 2006 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2006-07-30 15:40:00
ZAKONNICY I WODOSPAD

Mija prawie 3 tydzień naszej wyprawy do Afryki. Z jednej strony to tak niewiele, bo przecież każdy dzień spędzony tutaj niesie ze sobą nowe doświadczenia. Stwarza okazję do obcowania w zupełnie innej rzeczywistości, wśród Afrykanów , którzy wedle powiedzenia „in Afryka there is no hurry”, codziennie rano wyruszają do buszu w poszukiwaniu wody i pożywienia. I mimo że dzisiejszy dzień był znowu pełen wrażeń i nowych sytuacji poczułam się tak, jakbym była tu zawsze. Zdałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie jest mi już obca mentalność tutejszych ludzi, że z każdym dniem czuję się coraz bardziej związana z tym miejscem do tego stopnia, że nie dziwi mnie już nawet rano widok pająka maszerującego sobie po ścianie nad moim łóżkiem. Dzisiejszy, całodniowy wyjazd nad wodospad do Kintampo okazał się niesamowitym przeżyciem. Po drodze zatrzymaliśmy się na Mszę w klasztorze Kristo Buase Monastery założonym w 1989 roku przez Benedyktynów. Eucharystia tym razem odbyła się w prawdziwym buszu. Tam wśród malowniczych skał na wzgórzu, w głębokiej ciszy i skupieniu modliliśmy się. To niesamowite miejsce, położone prawie w samym sercu Ghany skłania do wielu refleksji. Żyje tam 7 benedyktynów, którzy utrzymują się jedynie z pracy własnych rąk. W przerwach między modlitwą, a modlą się 7 razy dziennie, zajmują się uprawą kukurydzy i ryżu, jak również produkcją miodu. Kiedy spacerowałam po przepięknym ogrodzie, który z takim zaangażowaniem pielęgnują, wśród egzotycznych drzew i kwiatów, miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu, a życie nabrało zupełnie innych barw. Tutaj paradoksalnie mimo wszechobecnej biedy i braku podstawowych środków do życia życie wydaję się być szczęśliwsze. Ze zdumieniem patrzę na roześmiane twarze tych ludzi, za każdym razem kiedy ich widzę. Imponuje mi ich otwartość i szczerość, której nie da się nie zauważyć.
Po modlitwie udaliśmy się w dalsza drogę, nad wodospad. Aby tam dotrzeć również i tym razem musieliśmy pokonać kawałek drogi przez busz. Po obu stronach rosła prawie dwumetrowa trawa, zza której wystawały ogromne palmy i baobaby. Droga przez busz nie jest wcale łatwa do pokonania. Jest bardzo wąska i okropnie wyboista. Dobrze, że była sucha, bo w innym razie moglibyśmy mieć problem z dotarciem na miejsce. Poza tym mieliśmy dobrego przewodnika, ojca Stanisława, który bezpiecznie dowiózł nas na miejsce. Jest on werbistą, pochodzi z Przemyśla i już 13 lat jest proboszczem w parafii św. Józefa, gdzie wraz z dwoma innymi współbraćmi obsługuje 43 punkty duszpasterskie na obszarze 140 km 2. U niego zostaliśmy poczęstowani obiadem, można by rzec prawie w europejskim wydaniu – yam lub ryż, sałatka warzywna i wołowy gulasz!!! Potem udaliśmy się w dalszą drogę. Aby wjechać do buszu i móc podziwiać wodospad w Kintampo należało wnieść pewną opłatę. Kiedy jednak ksiądz Piotr powiedział skąd jesteśmy i co robimy w Ghanie wpuszczono nas za darmo. Gdy dotarliśmy na miejsce oczom naszym ukazało się coś, czego nigdy nikt z nas by się nie spodziewał. Wśród drzew, tuż nad wodospadem stał komputer i ogromne kolumny, z których rozbrzmiewała muzyka. Zaraz obok, grupa młodzieży tańczyła w rytm puszczanych piosenek. Trochę zaskoczeni tym widokiem udaliśmy się w kierunku wody, kiedy nagle lunął deszcz. Zupełnie zdezorientowani zaczęliśmy chować się pod drzewami, czekając, aż przestanie padać. Jednakże już po chwili część z nas, nie zważając w ogóle na lejącą się z nieba strugę wody kąpała się w najlepsze wraz z innymi. Kilka dziewczyn udało się w nieco inne miejsce, aby zażyć prawdziwej kąpieli i masaży wodnych. I tak oto w prawdziwym buszu mieliśmy okazję naprawdę wypocząć, potańczyć przy muzyce i po raz kolejny przekonać się o tym, jak nieodgadniony jest ten kraj i ile kryje w sobie niespodzianek. Co się tyczy natomiast jego mieszkańców to i tym razem mogliśmy liczyć na ich otwartość szczerość.

Kolejne strony:  1   2   3   4   5   6   7   8

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com