SZKOLNY PROJEKT GHANA 2006 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2006-08-04 18:50:00
CHIEF I TUTEJSZE MULTIKINO

Coraz większymi krokami nasza wypraw dobiega końca. Jednak to nie znaczy, że wśród nas nie dzieje się już nic. Wręcz przeciwnie. Dziś o godz. 5 rano pożegnaliśmy naszego francuskiego kolegę Franciszka, który niestety musiał już nas opuścić. Jak zawsze w tym tygodniu o godz. 9.00. ks. Piotr wraz z ks. Jerzym, na początek dnia pracy wszystkich, wolontariuszy, odprawili Mszę Świętą. Ks. Piotr w kazaniu poruszył temat sensu i bytu naszej życia. Zaprosił nas abyśmy się zastanowili skąd pochodzimy, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Po Mszy świętej został ogłoszony program na dzisiejszy dzień. Ghanijska grupa wolontariuszy został w Adentii aby dalej sprzątać teren wokół budowy zaś my udaliśmy się na umówione spotkanie z „chiefem” Odumasi. Po przybyciu na miejsce ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że „chief” nie jest obecny, więc nasze plany się pokrzyżowały. Byliśmy zmuszeni czekać na ks. Ambrosa. Po godzinie wraz z nim pojechaliśmy do wiosek położonych w buszu. Do Sereso aby zobaczyć szkołę, która została poświęcona i oddana do użytku w 2004 roku. Inicjatorem i wykonawcą jej powstania była katolicka szkoła z Bonn współpracująca z Zespołem Szkół Salezjańskich ze Świętochłowic. Gdy przybyliśmy na miejsce zastaliśmy dzieci stojące w rzędach i dyrektora wręczającego świadectwa z racji zakończenia roku szkolnego. Po tej wizycie udaliśmy się do kolejnej wsi, która nosi nazwę Bofokroum. Nazwa Bofokroum znaczy tyle co „wioska myśliwych”. Wieś ta liczy sobie kilkuset mieszkańców. Znajduje się w niej kościół katolicki a także szkoła podstawowa i „Junior Secondary School” - odpowiednik gimnazjum w Polsce. Głównym celem spotkania było rozmowa z miejscowym szefem. Grupa niemiecka spotkała ponadto z dziewczynką o imieniu Rose, którą zaadoptowali na odległość. Przy tej okazji pani Dorothea wyraziła swoje zadowolenie z jej postępów w edukacji. Dziewczyna była nieśmiała, ale zgodziła się na pamiątkowe zdjęcie z uczennicami z Bonn. Zapuszczając się w głębszy busz zauważyliśmy, że dzieci żyjące tam były o wiele bardziej nieśmiałe i strachliwe przez co trudniej było nawiązać nam z nimi kontakt.
Po południu udaliśmy na spotkanie z dziećmi. Część z nas została w Odomasi aby ostatni raz pobawić się z dziećmi w Oratorium. Natomiast druga grupa wyruszyła do Adentii. Na miejscu czekało na nich wiele zabaw. Część dzieci rozegrało mecz w piłkę nożną, inni przeciągali linę zaś najmłodsi podopieczni wycinali i kolorowali maski. Największą atrakcją był konkurs „karaoke”. Dzieci śpiewały ulubione piosenki do mikrofonu, natomiast publiczność klaskała i dopingowła każdego z uczestników. Do „chiefa” udaliśmy się powtórnie o godz. 17.00. Tym razem szczęście było po naszej stronie i doszło do spotkania. Mieszkanie „chiefa” było skromne ale schludne. Na środku znajdował się dziedziniec. Dziś zastaliśmy go samego ponieważ „rada starszych” nie było na miejscu. Ks. Piotr wyjaśnił mu celu naszej wizyty w Ghanie. „Chief” dobrze znał angielski więc tłumacz był zbędny. Był bardzo zadowolony i wdzięczny, że przybyliśmy tutaj, aby pomagać lokalnej społeczności. Każdy z nas osobiście się przedstawił. W międzyczasie byliśmy poczęstowani butelkowymi napojami (coca-cola, malta itd.) Na zakończenie naszej wizytacji wręczyliśmy mu drobny prezent zaś ksiądz Jerzy zrobił pamiątkowe zdjęcie.
Zaraz po kolacji. pod wieczór ponownie udaliśmy się do Adentii, aby pokazać dzieciom zdjęcia na ścianie kościoła przez rzutnik multimedialny. Było to dla nich naprawdę wielkie przeżycie. Na widok każdej znajomej twarzy dzieci reagowały chóralnym krzykiem i wybuchem radości, szczególnie wtedy gdy na zdjęciach można było ujrzeć Obola, ks Piotra i resztę białych ludzi. Po krótkim pokazie zdjęć dzieci odmówiły modlitwę, po czym jak co wieczór rozpoczął się seans filmowy pod gołym niebem. Dopiero teraz pod koniec naszego pobytu zauważam, że ludzie ci przez swoją prostotę bycia i przebywania na łonie natury są bardzo serdeczni i otwarci. Zgadzam się w 100 % z ks. Piotrem, że każdy kto chociaż raz posmakował tutejszego życia załapał afrykańskiego bakcyla i pragnie tu wrócić. Refleksja ta tym bardziej mnie nurtuje, gdyż za niespełna kilka dni będę w domu i pozostawię ten afrykański „raj”.

Kolejne strony:  1   2   3   4   5   6   7   8

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com