SZKOLNY PROJEKT GHANA 2006 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2006-07-11 01:57:00
DRUGI DZIEŃ - PODRÓŻ

Pobudka o siódmej rano w rodzinach u których nocowaliśmy. Standartowo: śniadanie i zaraz po tym wyjazd na lotnisko Kolonia/Bonn. Dojazd do lotniska trwa około pół godziny. Lotnisko im. Konrada Adenauera prezentuje się bardzo ciekawie na tle naszych rodzimych portów lotniczych. Jego nowoczesna architektura pokazuje co znaczy niemiecki kunszt i wykonanie. O godzinie 9:00 wszyscy jesteśmy już na miejscu. Podczas odprawy ważymy bagaże. Rekord pobija ksiądz Jerzy, którego plecak ma równe 22 kg; drugie miejsce zajmuje Kasia z bagażem o wadze 21.6 kg, najmniejszy tobołek miał Bartek, jedyne 12.6 kg. Reszta grupy zmieściła się w dopuszczalnych 23 kilogramach. Po zdaniu bagażu przechodzimy bez większych problemów przez odprawę paszportową i kontrolę. Odlot jest trochę opóźniony, dlatego zamiast wylecieć o 10:10 wylatujemy po 11:00. Czekamy. Niemki, Anna i Barbara dowiadują się, że na lotnisku przebywa gdzieś znany i ubóstwiany, niemiecki piłkarz polskiego pochodzenia, Lukas Podolski. Odszukują go i robią sobie z nim pamiątkowe zdjęcie. Jak się okazuje piłkarz chętnie pozuje i udaje się na Majorkę (pewnie trochę odpocząć i odreagować brak mistrzowskiego tytułu). Samolot, którym lecimy to dwusilnikowy Fokker 50, zabierający na pokład ponad 50 osób. Jego właścicielem jest holenderska linia lotnicza KLM. Niektórzy z nas jak np.. Fabiola a także Pani. Prof. Szwaczkiewicz samolotem lecą po raz pierwszy. Nikt się nie dziwi, że są podenerwowane. Ksiądz Dyrektor filmuje widoki z samolotu a także Fabiolę, która na spółkę z Kasia zjadają, chyba z nerwów, blisko 3 kg. kabanosów. Lot jest krotki trwa zaledwie około 40 min. Przesiadka w Amsterdamie na Międzynarodowym Lotnisku Schiphol. Docieramy tam około godziny 12.00. Nie mamy zbyt wiele czasu, żeby cokolwiek kupić w sklepach wolnocłowych ponieważ na przesiadkę pozostaje nam tylko niecałą godzina. Ponowna kontrola paszportowa i odprawa na Schiphol przebiega bardzo szybko. Jednak Bartkowi udaje się nieświadomie przemycić agrafkę, która miał przy pasku. Jak się okazuje kontrola nie jest tak skuteczna i dokładna jaka powinna być.
Większość lecących do Accry to ludzie o czarnej karnacji skóry. My na ich tle zaczynamy wyglądać dość egzotycznie. Obiór i majętność podróżujących Afrykanów niczym nie przypomina ubóstwa i biedy. Eleganckie kobiety: biżuteria, makijaże, wyprostowane włosy, u jednej na odprawie zauważmy nawet laptopa. Mężczyźni: garnitury, skórzane buty o wysokim połysku, złote bransolety i sygnety. Tym razem lecimy Boeingiem 777-200 ER. Ta dość nowoczesna maszyna zabiera na pokład blisko 300 pasażerów. Lot jest komfortowy, ale bardzo długi, trwa ponad 6 godzin. Siadamy, zgodnie z numerami biletów obok siebie. Jagna i Emilia, jak zawsze razem i nigdy osobno. Jednak zupełnie niepostrzeżenie siada między nimi, także zgodnie z numerem biletu, jeszcze jeden pasażer. Jest nim, bo inaczej być nie może czarnoskóry mieszkaniec Ghany, o imieniu Samuel. Dziewczyny rozradowane nawiązuje zupełnie sensowną i co najważniejsze radosna rozmowę. Dzięki miłej obsłudze samolotu, a także wielu udogodnieniom (3 posiłki, w tym 2 na ciepło, osobisty multimedialny ekran z różnego rodzaju filmami, muzyką oraz odpłatną możliwością wysłania e-maila i sms-a) lot nie jest aż taki nużący. Lądujemy na międzynarodowym lotnisku w Akkrze im. Kotoka po godz. 20:00. Klimat Ghany uderza w nas jak „grom z jasnego nieba” od razu daje się odczuć wysoką wilgotność powietrza. Jest parno i duszno. Odprawa paszportowa przebiega bez większych kłopotów, zaś sama obsługa lotniska jest bardzo uprzejma i uśmiechnięta. Po zakończeniu odprawy, krótkie poszukiwanie głównego bagażu, który na szczęście nie zaginął. Wychodząc z lotniska widzimy tłum Ghańczyków, wielu z tabliczkami czeka na kogoś ze swojej rodziny. Potem kierujemy się do samochodów gdzie spotykamy trzech księży misjonarzy. Jesteśmy zdezorientowani i nie wiemy dlaczego nagle wielu Ghanijczyków przybiega, aby nam „pomóc” nieść bagaż. Okazuje się jednak, że chcą pieniędzy. Dziękujemy im i sami niesiemy bagaże. Jedziemy trzema samochodami. Drogi w Ghanie i ruch uliczny w ogóle nie przypomina europejskich warunków. Autobusy wyładowane ludźmi po brzegi, ludzie jadący na pakach półciężarówek i tirów a także brak jakiegokolwiek porządku na drogach uzmysławia nam, że jesteśmy w Afryce. Do tego należy dodać jeszcze wielu ludzi czekających przy drodze z towarem np. papierem toaletowym, chcących sprzedać coś przejeżdżającym Do Ashiaman jedziemy około pół godziny po jedynej w Ghanie autostradzie o długości 20 km. Koszt przejazdu to jedyne osiem centów z jednego euro. Na miejscu księża (m.in. ks. Krzyszof Niżniak pracujący tu od 12 lat Polak, ks. Saimon z Indii ) pokazują nam nasze pokoje, w których się lokujemy. Po zakwaterowaniu i szybkiej kąpieli schodzimy na kolacje. Przed kolacją polska i niemiecka grupa podarowuje misjonarzom drobne upominki: ubrania i jedzenie. Kolacja jest bardzo smaczna i syta (styl włoski: makaron i sos oraz owoce ananasy, banany i arbuzy). Po zakończeniu posiłku omawiamy plany na następny dzień. Zapewne kolejny dzień przysporzy nam jeszcze większej ilości nowych doświadczeń i przygód. I na koniec jeszcze słowo do bliskich nam osób: nie martwcie się, jest dobrze!

Kolejne strony:  1   2   3   4   5   6   7   8

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com