SZKOLNY PROJEKT GHANA 2006 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2006-07-12 00:00:00
DRUGI DZEŃ - BLIŻEJ MIASTA

Zanim opiszemy jak przebiegał kolejny dzień, najpierw wspomnimy pierwszą noc.
We wszystkich pokojach nad łóżkami zawieszone są moskitiery, które mają nas chronić przed komorami i malarią. Noc w naszym pokoju była w miarę spokojna, ale panujący tu klimat, czyli uderzające gorąco i zaduch, nie pozwalały nam należycie wypocząć. Nasz pokój ożył już o piątej nad ranem tutejszego czasu. W Polsce była godzina siódma rano.
O 7.00 w małej, przytulnej kaplicy ozdobionej Gye Nyame – tutejszym znakiem Boga, rozpoczęła się Msza odprawiana przez ks. Jerzego i przez 2 tutejszych księży misjonarzy. salezjanów. Po Eucharystii, czyli około godz. 7.30 zebraliśmy się na wspólnym śniadaniu. Mieliśmy okazję spróbować bardzo dobrego, białego chleba i skosztować prawdziwego ghanijskiego kakao. Ghana jest jednym z największych w świecie producentów i eksporterów kakao. Po śniadaniu i chwili odpoczynku, zostaliśmy oprowadzenie przez .Dorotheę po całym tutejszym ośrodku. Zajęło nam to 90 minut, co świadczy o tym, że salezjański ośrodek jest dość duży. Składa się z pięciu szkół zawodowych np. mechaniki samochodowej, elektroniki i dla dziewcząt kursu na sekretarkę. Gromadzi około 250 dziewcząt i chłopców. Młodzież, która tu się uczy, jest biedna, a niejednokrotnie jej domem jest ulica. Czesne jest znacznie mniejsze niż w innych tutejszych szkołach ( za rok nauki należy wnieść opłatę 30 dolarów). Cały kompleks budynków jest nowy, bo wybudowany przed dwoma laty. Interesujące jest to , że budowa ruszyłaby wcześniej, gdyby nie sprawa w sądzie związana z pozwoleniem na użytkowanie ziemi. Naszą uwagę zwraca wielki porządek, czystość i zadbane otoczenie. Po spacerze, popijając w jadalni chłodne napoje, z niepokojem zaobserwowałyśmy, że ksiądz Jerzy w wielkiej euforii i w swoistym dla niego uniesieniu zaczął śpiewać stare przeboje w stylu latino. Następnie gitara padła ofiarą Dorothei i wspólnie rozpoczęliśmy, jak nam się wydaje, przecudne śpiewanie. Po lunchu wybraliśmy się samochodem na wycieczkę do nadbrzeżnej dzielnicy Akry noszącej imię Tema. Tam w kantorze wymieniliśmy pieniądze np. za 200 euro dostaliśmy 2,280,000 cedi. Potem pojechaliśmy do jednego z nielicznych w Akrze supermarketów. Tam mogliśmy kupić rzeczy, których nie braliśmy z sobą lub które zapomnieliśmy. Ku naszemu zdziwieniu na półkach znalazły się polskie, kiszone ogórki firmy Krakus. Produkty w sklepie nie różniły się zbytnio od tych które są w Polsce. Potem wstąpiliśmy na pocztę, aby kupić znaczki i wysłać pocztówki. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze w Hotelu – Restauracji, skąd można było, z tarasu, zobaczyć wspaniały widok na lazurowy Ocean Atlantycki. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w drogę powrotną. Ksiądz Krzysztof zatrzymał się przy drodze, aby zaprosić nas do zakupów masowo sprzedawanych tu kokosów. Handlarz, po odcięciu niewielkiej części, zaprosił nas do wypicia kokosowego mleczka. Czy było dobre? Jego smak – lekko słodki sprawiał różne wrażenia. W trakcie tej krótkiej wycieczki mogliśmy także obejrzeć codzienne życie tutejszych ludzi, sklepy, domy, miejsca pracy. Mieliśmy świetną okazje, by pierwszy raz móc poznać mieszkańców afrykańskiego miasta i z nimi porozmawiać. Byli bardzo mili i uczynni. Pomogli nam wielokrotnie zapłacić za rzeczy które kupowaliśmy (trudno nam jeszcze opanować system monetarny). Niestety nie robiliśmy dużo zdjęć, gdyż dowiedzieliśmy się pierwszego dnia, że nie jest to mile widziane przez samych tubylców i rzeczywiście tak było. Ponadto nasz kolor skóry wzbudzał sensację i zainteresowanie. Ludzie pozdrawiali nas, a handlarze i taksówkarze chcieli zaoferować swoje usługi. Teraz jesteśmy po kolacji która jak każdy posiłek była pyszna. Zaskakujące jest to, że posiłki dla 25 osób przygotowuje w bardzo szybkim tempie jeden młody, afrykański kucharz. A komary ? Na razie ich nie widać i nie słychać. Oby tak dalej.

Kolejne strony:  1   2   3   4   5   6   7   8

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com