SZKOLNY PROJEKT GHANA 2006 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2006-07-13 01:06:00
KRÓTKA LEKCJA HISTORII I ETNOGRAFII Z PRZERWĄ NA PLAŻY

Pobudka wstać, zaczyna świtać. Godzina 4.40 budzik zagrał melodyjkę „trebles”, z swego łoża podniosła się Emilah z pytaniem dość osobliwym: „co tu tak zimno?” Gwoli wyjaśnienia i szybszego powrotu do głównego wątku zapisku: zimno w naszym pokoju wywoływały wiatraki przy suficie.
Godzina 5.30. Po dość lekkim śniadaniu wyruszyliśmy dwoma samochodami w kierunku wybrzeża Cape Coast. W drodze do głównego celu naszej wyprawy – twierdzy Elmina Castel, mogliśmy podziwiać różnorodność kraju w którym jesteśmy. Mijaliśmy bogate wille oraz biedne domy z gliny, pokryte strzechą. Jechaliśmy płatną autostradą, w niewielkim stopniu przypominającą nasze europejskie, oraz drogą z czerwonej ziemi. To co ciekawe: ta międzynarodowa droga, zwana Drogą Wybrzeża Kości Słoniowej, jak zaobserwowaliśmy na całym odcinku, była modernizowana, remontowana i rozbudowywana. Na niej mijaliśmy ludzi sprzedających rzeczy ogólnodostępne w sklepach oraz takie które nas szokowały: suszone młode antylopy rozpostarte na kijkach, wędzone szczury Grasskaterr, szczoteczki do zębów zrobione ręcznie, wyłącznie z drzazgi długości 6 cm. Zdumiewające były także samochody ciężarowe wypełnione jadącymi w liczbie przekraczającej jakikolwiek normy ludźmi. Piękny dodatek do tego obrazu codziennego życia na ulicy, była egzotyczna flora (plantacje ananasów, drzewa tropikalne, bananowce), oraz fauna (sępy, węże - niestety rozjechane na drodze, jaszczurki).
Po pokonaniu 140 km, po 4 h jazdy, dotarliśmy do twierdzy Elmina Pastel. Pokrótce opowiemy jej historie. Została on założona przez Portugalczyków w 1482 roku. Celem jej budowy było umożliwienie kupcom oraz handlarzom wymianę towaru, a także stworzenie przybywającym misjonarzom miejsca pierwszego postoju. Po kilkudziesięciu latach została przejęta przez Holendrów, którzy przerobili ją na wiezienie dla niewolników. W budynku znajdowały się: magazyny, cele śmierci, pomieszczenia do przetrzymywania niewolników, kościoły portugalski oraz holenderski, a także apartament zarządzającego gubernatora. Wszechobecna wilgoć, pleśń oraz przykry zapach pomagały zrozumieć nam Obruuni (białym ludziom) tragiczne znaczenie tego miejsca. Do tego należy jeszcze dodać warunki w jakich byli przetrzymywani, jak byli traktowani oraz co działo się z ciałami po śmierci z wycieńczenia. Dla Afrykańczyków twierdza ta nasuwa podobne myśli jak dla nas europejczyków Obozy Koncentracyjne.
Wyruszyliśmy dalej. Głodni i zmęczeni upałem tutejszej zimy tj. pory deszczowej, zostaliśmy ugoszczeni przez polskie siostry klaryski z domu Św. Franciszka z Asyżu. Został on założony w roku 1989 na życzenie tutejszego biskupa. Pyszne jedzenie, przyjemny chłód, a także miła i ciekawa rozmowa z siostrami dodały nam sił do dalsze drogi.
Po 15 min znaleźliśmy się w „raju”. Większość z nas taki krajobraz widziała jedynie na ulotkach biur turystycznych wysyłających swoich klientów do egzotycznych krajów. Palmy i złoty piasek na plaży, gorące słonce i błękitne niebo, ogromne fale i piękne muszle to wszystko znaleźliśmy na ANOMABO. Podekscytowani urokiem tego miejsca zanurzyliśmy się w morskich „głębinach”. Ksiądz Jerzy „wskoczył do wody w zestawie małego nurka”. Po godzinie „byczenia się” na plaży zwinęliśmy żagle i znowu głodni i wyczerpani „chłodem” powróciliśmy do domu. Tutaj czekała już na nas kolacja i serdeczni gospodarze.

Kolejne strony:  1   2   3   4   5   6   7   8

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com