SZKOLNY PROJEKT GHANA 2006 - DZIENNIK Z WYPRAWY

2006-07-15 01:34:00
PIĘKNY I ZASKAKUJĄCY: OCEAN ATLANTYCKI

Jak codziennie w szkole Don Bosco, w której obecnie gościmy, dzień rozpoczyna się apelem. Najpierw hymn państwowy i hymn szkoły, potem modlitwa i „słówko” wygłoszone przez jednego z salezjanów dla blisko 240 osób. Piątek jest bardzo ważnym dniem dla mieszkańców Accry. Zwyczajowo wszystkie instytucje: banki, szkoły i biura, ubierają charakterystyczne dla siebie stroje. Kultura Ghany słynie z różnorodności materiałów i kolorów, co daje bardzo ciekawy efekt. Uczniowie ze szkoły Don Bosco ubrali swoje barwy: chłopcy koszule a dziewczęta sukienki. Mają specjalnie utkany materiał z wizerunkiem św. Jana Bosko i ghanijskim znakiem Boga Gye Nyame.
Po śniadaniu jedziemy na wybrzeże między Temą, a Akrą. Dzisiaj mamy w planie spędzić cały dzień nad oceanem. Przejeżdżając przez miasto, ponownie obserwujemy życie codzienne Accry. Wszyscy chcą coś sprzedać. Można kupić od zapałek przez owoce i wędzone mięso, po samochody.
Nad wybrzeże jedziemy ponad dwie godziny. Im bliżej oceanu tym gorsza droga. Robi się coraz bardziej dziko. Ku naszemu zaskoczeniu dojeżdżamy do bardzo luksusowego hotelu z plażą i basenem. Dowiadujemy się jednak, że wszystko jest zamknięte ze względu na przebudowę. Jedziemy dalej. 15 minut drogi z stąd jest nieco mniejszy, inny hotel i także plaża. Jak się okazuje znajdujemy się w dużym ośrodku turystycznym. Jest tutaj restauracja, bardzo duża plaża i inne atrakcje, jak np. małpy w klatce, czy możliwość nauczenia się rodzimego tańca ghanijskiego. Ponadto znajduje się tutaj bardzo dużo palm koksowych i wszędzie widać jaszczurki. Wielkie fale na oceanie robią niesamowite wrażenie. Słońca nie ma za dużo, więc „spalenie” nam nie grozi (jednak Jagna swoim wyjątkiem potwierdza tę zasadę). Kąpiel w oceanie w taką pogodę należy do przyjemnych przeżyć jednak potrzebna jest roztropność. Bądź co bądź jest to groźny żywioł. Miałem okazję się o tym przekonać, kiedy zorientowałem się w czasie kąpieli, że jestem dość daleko od brzegu, a fale coraz większe. Powrót kosztował mnie dużo sił. Ale wszystko skończyło się dobrze. Muszę przyznać, że przestraszyłem się trochę. Atlantyk to nie Bałtyk!
W międzyczasie Jagnę i Fabiolę zaczepił mały chłopiec z pobliskiej wioski, mówiąc, że ma do sprzedania muszle. Widząc ciekawość dziewczyn zawołał swoich czterech braci, a każdy z nich przyniósł worek pełen muszli. Rozsypali worki na piasku, żeby zaprezentować swój towar. Za 20 000 cedis mogliśmy kupić 10 dużych, wspaniałych i dorodnych muszli. Jak się potem okazało w trakcie rozmowy chłopcy zbierają muszle po każdym odpływie, dlatego na plaży mogliśmy, wcześniej znaleźć tylko małe muszelki.
Obiad zjedliśmy w hotelowej restauracji. Jedliśmy spagettei i ryż z kurczakiem. Jankowi tak smakowało, że zjadł nawet porcję profesor Szwaczkiewicz, mówiąc, że jeszcze mu mało.
O godzinie 16.00. jednogłośnie padł sygnał powrotu. To było nasze pożegnanie z Atlantykiem. Kiedy wróciliśmy do ośrodka Don Bosco przywitał nas tam już ks. Piotr. Tak dobrze się bawiliśmy, że wszyscy zapomnieli, że w sobotę rano jedziemy z ks. Piotrem do Sunyani. Kolacja i wspólny śpiew zakończyły ten ciekawy dzień. Ponadto warto zauważyć, że Ksiądz Piotr powiedział nam: „Dopiero jutro zobaczycie prawdziwą Afrykę!” Ale to jutro to będzie jutro, a teraz pora spać.

Kolejne strony:  1   2   3   4   5   6   7   8

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com